Berlin - styczeń 1942.
Patrzyłem na starszą kobietę. Kobietę, którą porzuciłem. Stała tak blisko mnie, a zarazem tak daleko. Te wszystkie lata zmieniły ją, ale w jej oczach dalej widziałem tą słodką dziewczynę.
Patrząc na zdjęcie jej syna byłem w stu procentach przekonany, że to ja jestem jego ojcem. Tylko jakim cudem?
– Przepraszam, że zapytam. Pani syn służył?
– Tak. Aktualnie jest na froncie. Gdzieś na wschodzie.
Usłyszałem to i się mocno zdziwiłem, bo jeszcze przed chwilą mówiła, że nie żyje. Czyżby jednak mój syn żył? Odpowiadając na moje pytanie patrzyła na mnie i na kominek ze zdjęciami. Widać było jak jej stare, ale nadal piękne oczy starają się zogniskować na mojej twarzy i na czymś co jest za mną. Czułem się okropnie, ale starałem się wykrzesać z siebie chociaż odrobinę uśmiechu.
– Od miesiąca nie mamy o nim żadnych wiadomości.
Czyli jednak żyje.
– Przykro mi. Mam nadzieję, że wszystko z nim w porządku.
– Też mam taką nadzieję. Laura to najmłodsza jego córka. Ma jeszcze dwie starsze siostry. Jedna mieszka tu w Berlinie, a druga w Hamburgu.
– W Hamburgu.? To dość daleko.
– Poznała przystojnego chłopaka i się wyprowadziła. Tu są ich zdjęcia. – Skinęła palcem w stronę kominka.
Odwróciłem się i wśród stojących tam fotografii dostrzegłem takie na którym stał mój syn. Na fotografii tej była też kobieta. Najpewniej to jego żona i trzy dziewczynki. Jedna zdecydowanie mniejsza. Najstarsza była brunetką. Podobną do swojej matki. Ale dwie pozostałem miały urodę ojca, a co za tym idzie i babci. Czułem się tu bardzo dziwnie. Wszystko to wydawało się jak jakiś snem. Miałem straszną ochotę poznać ich wszystkich. Całą rodzinę. Tylko co ja bym im miał powiedzieć?
– Wychowywała go Pani sama? - Zadałem to pytanie i dotarło do mnie, że chyba nie do końca wypada. - Przepraszam - dodałem.
– Nie szkodzi. Tak, sama. Chętnie opowiem Ci jak mi się tu żyło bez Ciebie. Przepraszam. Bez mojego chłopaka.
– Babciu. Nie wystrasz naszego gościa! – Usłyszałem nagle głos Laury.
– Nic nie szkodzi. Nic się nie stało. – Odpowiedziałem.
– Zapraszam wszystkich na herbatkę. – Powiedziała radośnie moja wnuczka.
– Nazywał się Hans Culman. Dziadek Laury. – Dodała.
Jak usłyszałem to imię i nazwisko to mało nie padłem. To było jak wwiercenie się we mnie. Jak wbicie mi gwoździa w samo serce. I jeszcze ta jej mina, kiedy mnie wspominała. To wszystko strasznie bolało. Gdybym wtedy wiedział? Gdybym tylko wiedział?
– Poznałam go tu, w Berlinie na świątecznym festynie. Był gdzieś w Pana wieku. Ja miałam zaledwie 20 wiosen.
– Babciu! – Upomniała ją wnuczka.
– Pani Lauro z przyjemnością posłucham opowieści Pani Babci. – Powiedziałem chcąc uspokoić Laurę.
– Kiedy spacerowałam z moja mamą pomiędzy straganami. Ktoś nas okradł. Nawet tego nie dostrzegłam. – Powiedziała to i zrobiła małą pauzę patrząc w stronę kominka.
– Nagle zrobiło się zamieszanie. Dostrzegłam jak jakiś mężczyzna rzuca się na innego i zaczynają się bić. Ludzie zaczęli krzyczeć. Ktoś do nich podbiegł. Ktoś zawołał - Policja!
Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Nie słyszałem ani tych ludzi, ani tego, że ktoś woła policję. Za to dokładnie pamiętałem, dlaczego to zrobiłem. Dlaczego chciałem złapać tego gnojka. Miałem go na oku znacznie wcześniej i widziałem, jak szuka ofiar. Jak poluje. Jak się skrada. Zawsze byłem wyczulony na krzywdę innych. Widziałem jej za dużo.
– Przybiegł jakiś policjant. Hans siedział już na tamtym i powiedział, że widział jak tamten nas okradał.
– Całkiem romantycznie. – Przerwałem babci.
– Tak. To było naprawdę romantyczne. Odebrał mu nasze rzeczy i kiedy policjant go skuł podszedł do mojej mamy i podał jej nasze oszczędności. Ta zaprosiła go do nas na obiad i tak to się zaczęło.
– Długo się widywaliście, zanim... - przerwałem. Chciałem powiedzieć zaginałem, ale na szczęście w porę się ugryzłem w język.
– Zanim odszedł. Około roku.
– A wiedział o tym, że jest Pani przy nadziei? - Zapytałem najbardziej delikatnie jak potrafiłem.
– A, co pan taki wścibski? - zapytała wnuczka.
Nic nie powiedziałem tylko się uśmiechałem przepraszająco.
– Nie, ja też nie wiedziałam. Dopiero dotarło to do mnie po jakimś czasie. To były trudne czasy dla nas wszystkich. Na szczęście wuj nam pomagał. Brat mamy.
– Bardzo mi przykro. – Powiedziałem to i chciałem ją przytulić.
Chciałem ją też przeprosić za to wszystko co przeżyła z mojej winy. Przez to moje przekleństwo. Ale siedziałem nieruchomo i nawet nie oddychałem. Bałem się, że się rozpłaczę.
– To nie Twoja wina. Tak czasami bywa w życiu. Długo płakałam. Długo cierpiałam. Potem urodził się mój synek. Dałam mu na imię Hans. Podałam w dokumentach dane jego ojca. To też wszyscy mają nazwisko po nim. Culman.
– Czyli Pani syn to Hans Culman. Tak samo jak jego ojciec.
– Tak. Całą swoja miłość przelałam na niego. Nigdy nie poznałam, żadnego tak miłego chłopaka jak jego. Teraz kiedy na Ciebie... przepraszam na Pana patrzę to wszystkie wspomnienia wracają. Są takie żywe.
– Była Pani przez te lata sama!
Nie sam. On zawsze był w moim sercu. – Powiedziała to i sięgnęła po herbatę.
Serce waliło mi tak mocno, iż bałem się, że będzie to widać przez moje ubranie. Czułem, jak pot leje mi się po plecach. Jak ogarnia mnie niesamowity żal. Żal, że nie zostałem. Że, nie wychowałem swojego syna. Nie byłem przy nim. Coś takiego może mi się więcej nie przydarzyć i ja to przegapiłem. Byłem na siebie wściekły. To było tak okrutne przeżycie, że chciałem z tamtą uciec. Schować się gdzieś na lata i umrzeć w zapomnieniu. Jednak siedziałem tu i słuchałem. Pragnąłem dowiedzieć się wszystkiego. Chciałem wiedzieć, jak dorastał. Jak raczkował. Jak poszedł na nauki. Jak przyprowadził pierwszą dziewczynę. Im więcej o tym myślałem tym bardziej cierpiałem.
– Herbatki? - powiedziała wnuczka Laura.
– Myślę, że on bardzo Panią kochał. I... - przerwałem.
– Tak, bardzo. – Powiedziała starsza Laura. Moja Laura. - A, ja jego. Nadal go kocham i niedługo się z nim spotkam. – Dodała ze szczerym uśmiechem.