Berlin - styczeń 1942.
Stałem tak oparty o lampę i udawałem, że szukam czegoś w kieszeni płaszcza. Nie przypuszczałem, że zaliczę taką wpadkę. Czułem jej spojrzenie i czułem, że idzie w moją stronę.
– Dzień dobry, a Pan co tu robi? – Powiedziała z uśmiechem, a zarazem zdziwieniem w głosie.
– O, dzień dobry. Mógłbym zapytać o to samo? - Odparłem szybko udając zaskoczenie.
– Przecież widziałam jak Pan tu stoi i wpatruje się w dom.
– W ten? Tak, wpatrywałem się. Ma taką interesującą konstrukcję. Wyróżnia się na tle innych. Ta wieża...
Laura odwróciła się spokojnie w stronę swojego domu i zaczęła się mu przyglądać. Odwracała przy tym głowę jak mały piesek wpatrujący się w swojego pana.
– No, rzeczywiście z tej perspektywy wygląda inaczej. – Zaśmiała się.
Ja nic jej nie odpowiedziałem tylko zrobiłem głupkowatą minę patrząc na jej dom i na nią. Było chłodno, a ona wyskoczyła z domu w samym sweterku.
– Jest zimno. – Powiedziałem i zdjąłem mój płaszcz, żeby ją przykryć.
– Mam gruby sweterek.
– Nie wydaje mi się. Dalej uważam, że jesteś za lekko ubrana.
– Masz racę, zaczyna mi być zimno. Zapraszam do mnie na ciepłą herbatkę. Mamy miód. – Dodała cicho rozglądając się w koło.
Okryłem ją płaszczem i zadowolony z takiego przebiegu sytuacji powędrowałem z nią do jej domu. Domu, który dość dobrze znałem. Kiedy stanęliśmy przed drzwiami pojawiło się w mojej głowie masę wspomnień. Nawet nie wiedziałem, że je mam gdzieś pod tymi blond włosami.
Pamiętam bardzo dużo z mojego życia. Bardzo długiego życia. Jednak mam taki kolejny dar. Jak znajdę się w miejscu, w którym byłem kiedyś. Nawet bardzo dawno temu, przypominam sobie wszystko co się tu wydarzyło. Tak też stało się i teraz.
Pamiętam, jak trzymałem tu Laurę za rękę i całowałem ją pierwszy raz. Pamiętam, jak stałem tu przy drzwiach i widziałem, jak otwiera je z uśmiechem na ustach i mnie tu wpuszcza. Pamiętam, jak całowałem się tu z nią ostatni raz. Pamiętam jak jej mama zobaczyła nas tu i strasznie się zdenerwowała. Wspomnienia wracały i objawiały mi się jak fale uderzające o plażę.
Laura otworzyła drzwi. To było jak lawina. Moja głowa wypełniła się kolejnymi wspomnieniami. Schody, ściany, drzwi i obrazy. Było tego tak wiele, że zachwiałem się na nogach. To był niestety efekt uboczny napływu wspomnień. Kiedyś znalazłem się w takim miejscu, gdzie wspomnienia były tak intensywne, że doprowadziły do mojego omdlenia. Ocknąłem się dopiero następnego dnia.
Oparłem się o ramię Laury. Dzięki temu tylko się zachwiałem na nogach. Na szczęście nie ważyłem zbyt dużo. Byłem szczupły. Takie czasy.
– Przepraszam – powiedziałem szybko.
– Nic panu nie jest? Bardzo pan zbladł. – Powiedziała Laura z nieukrywaną trwogą w głosie.
– To z winy tak drastycznej zmiany temperatury. – Skłamałem szybko.
– Zmiany temperatury? – Nie dawała za wygraną Laura.
– Już mi się tak zdarzało. Na zewnątrz jest zimno, a tu bardzo ciepło. – Powiedziałem, co chyba nie do końca było prawdą.
– Mi też się to zdarza. – Powiedziała, co bardzo mnie zdziwiło.
Rozglądałem się w koło. Moja mina miała sugerować, iż jestem zaskoczony wystrojem wnętrz. Znałem je dobrze, ale starałem się stwarzać pozory.
– Zapraszam do salonu. Proszę tam wejść i się rozgościć ja pójdę po Babcię i ciepłą herbatkę.
Laura zniknęła w jednym z pomieszczeń. Ja skierowałem się do salonu. Idąc przyglądałem się wszystkiemu. Starałem się wyłapać wszystkie zmiany jakie tu zaszły przez lata. W salonie, dostrzegłem nowe zdjęcia na kominku. I tu doznałem szoku. Na samym środku stał mój portret. Nie do końca mogłem sobie przypomnieć, kiedy był zrobiony co mocno mnie zdziwiło. Było tam jeszcze kilka zdjęć. Starałem się przyjrzeć każdemu z osobna. Tak mocno skupiłem na nich swoją uwagę, że nie usłyszałem jak do salonu weszła Laura. Moja Laura sprzed lat. Stała tam za moimi plecami i przyglądał mi się. Nie chciała mi przeszkadzać, jednak po chwili się odezwała.
– Wyglądacie identycznie.
Kiedy ją usłyszałem poczułem się troszkę zawstydzony. Dałem się nakryć, jak myszkuję po jej salonie.
– Przepraszam, nie chciałam przestraszyć. – Powiedziała spokojnym głosem.
– Dzień dobry, to ja przepraszam za moje zachowanie. – Powiedziałem.
– Dzień dobry, O... – Starała się sobie przypomnieć.
– Otto. Otto Miller. – Podpowiedziałem.
– A, tak. Otto. Jest pan bardzo podobny do mojego syna i jego ojca. To mój syn. Tata Laury i jego ojciec. – Wskazywała po kolei na zdjęcia.
– Są podobni. Bardzo podobni do siebie. – Powiedziałem.
– Oboje nie żyją.
– Przykro mi. – Starałem się brzmieć wiarygodnie utrzymując na wodzy moją ciekawość. – Jak zmarł Pani mąż?
– Nie był moim mężem. Byliśmy tylko zaręczeni. – W jej oczach pojawiły się zły, a ja pożałowałem, że zapytałem.
– Zaręczeni? – Ciągnąłem jednak dalej.
– Tu w tym salonie. Stał dokładnie tam, gdzie Ty. Oczywiście najpierw zapytał moją matkę o zdanie. Bez tego nie dostałby mojej zgody. Nie tak ja Ci młodzi teraz.
– Matkę? – Zapytałem, chociaż znałem odpowiedź.
– Mój ojciec był żołnierzem. Zginął na służbie. Nie pamiętam nawet jak wyglądał. – Powiedziała i zamilkła.
Wyglądała tak jak by szukała jego twarzy w swojej pamięci.
– Miała Pani bardzo ciekawe życie. Sama z Matką.
– Tak. To prawda było nam ciężko. – Przytaknęła.
– A, wracając do dziadka Laury?
– Utonął na rzece. Przeprawiał się małą łódką. Przepływał żyd swoją łodzią i go zatopił. Żydzi tacy są, patrzą tylko za swoim zarobkiem. – Powiedziała to i splunęła.
Zdziwiłem się tym bardzo. Nie taką ją zapamiętałem. Ale najwidoczniej przez te kilkadziesiąt lat nienawiść do żydów była wszystkim mocno wpajana. A nastroje antysemickie się wzmocniły.