Książki online

Odcinek 5

Odcinek 5

Gdzieś w Polsce - 1942.

Głos mężczyzny, który do mnie mówił był wyraźny, donośny, ale i spokojny. Leżąc pod pojazdem niewiele widziałem. Tak właściwie to tylko jego czarne wysokie i bardzo zniszczone oficerskie buty. Widziałem coś jeszcze.

Coś czym przekonywał mnie do wyjścia i trzymał to w swojej dłoni. To był pistolet Parabellum, którego lufa była skierowany w moją stronę. 

– Nie strzelaj. Nie mam broni. – Powiedziałem i powoli zacząłem się wyczołgiwać. 

–  Pokaż ręce. 

Leżałem na brzuchu. Cały czas zastanawiałem się czy mam, jak uciec. Ręce wyciągnąłem w jego stronę zgodnie z poleceniem jakie mi wydał. Miałem je całe owinięte szmatami. Wyglądały jak odstające kikuty bez dłoni. Bolały mnie od grzebania w śniegu. Pozostałem w tej pozie czekając na dalsze instrukcje. Nauczyłem się, że w takiej sytuacji nie da się grać twardziela. Nie byłem nieśmiertelny. Mogłem po prostu zginąć.  

– Dobra. Mam Cię na muszce. - Powiedział. 

Ja dalej trwałem w oczekiwaniu na jego słowa. Już wiedziałem, że ucieczka nie wchodzi w rachubę. Nie dzisiaj i nie teraz. Byłem za bardzo osłabiony.  

– Wyłaź - powiedział to i machnął lufą w moją stronę. 

Zacząłem na powrót przesuwać się po śniegu. W tym ostatnim słowie jakie wypowiedział wybrzmiał mi dziwny akcent. Miałem wrażenie, że pochodzi z kresów. Jeśli tak to mogłem mieć kłopoty. Czołgałem się dalej, ale zdecydowanie wolniej.   

– Co się tak wleczesz. Myślisz, że ile mamy czasu. Jak nas ktoś tu dopadanie to ubiją najpierw mnie, a potem Ciebie. 

Dotarłem do końca pojazdu i się zatrzymałem. Nagle poczułem, jak łapie mnie za okrycie i ciągnie przed pojazd. Kiedy mnie wyciągnął jednym ruchem odwrócił mnie na plecy. Zobaczyłem go. Był potężnym facetem. Twarz miał okrytą, a na oczach miał gogle. Spod nakrycia głowy wystawały mu jasne włosy. Ubrany był w niemiecki mundur.  

–  Coś ty za jeden? - Zapytał trzymając mnie na muszce. 

– Mieszkam tu w okoli... - Chciałem powiedzieć. 

– Wątpię! Zwiałeś z wojska? Jesteś ze śląska? A właściwie co za różnica. Wstawaj i właź do środka ogrzać te dłonie. Pospiesz się w każdej chwili może nas dorwać patrol. Musisz mi pomóc z tym kołem.  

Nic mu nie odpowiedziałem. Zrobiłem dokładnie to co mi kazał. Wszedłem do środka. Było tu naprawdę ciepło. Silnik pracował na niskich obrotach, ale był w stanie ogrzać pojazd w środku. Kiedy wszedł za mną zamknął drzwi i zdjął gogle. Ja się przeraziłem. Miał typowe aryjskie rysy jak ja. Ale widząc je u niego przestraszyłem się.  

– Nie bój się, nie jestem żołnierzem. Znaczy jestem, ale nic ci nie zrobię. Jestem Belg. 

Nie jest żołnierzem. Wybrzmiało mi w głowie. Jeśli nie to jest albo szpiegiem, albo partyzantem. Na początku nie miałem zamiaru mu odpowiadać, ale miał w sobie to coś. Coś co pozwalało mu zaufać. 

– Miłosz - odpowiedziałem i zdjąłem okrycie głowy. 

–  Czyli jednak dezerter.  

– Nie. 

– Przecież widać to po tobie. Nie masz akcentu Ślązaka, ale... - Zawiesił się. 

–  Wypadło z wahacza - powiedziałem. 

–  Co? A, tak. Koło. 

– Mogę Ci pomóc, ale potrzebna mi jest łopata.  

– Po co Ci łopata w taki mróz? Zabiłeś kogoś? Ziemia jest twarda jak skała, nikogo nie zakopiesz. 

Pomyślałem, że źle zacząłem. Jak ja mu teraz wytłumaczę po co mi łopata. Myśl - powiedziałem sam do siebie. To przez ten ziąb i głód. Całkiem straciłem czujność. Naglę rozległ się strzał. I po nim natychmiast trzask uderzającej kuli o karoserię.  

–  Kurwa. Znaleźli mnie. – Powiedział to i popatrzył w moją stronę. 

–  Kto? - Zapytałem. 

– Właściciele tego gówna - odparł szybko. 

– Zwinąłeś im to? - Zapytałem.  

On jednak nie odpowiedział tylko panicznie rozglądał się po pojeździe, ewidentnie czegoś szukając. Po chwili wręczył mi taki sam pistolet jak miał on.  

– Potrafisz strzelać? - Zapytał. 

Ja tylko kiwnąłem głową i odebrałem go od niego. Kiedy wziąłem go do ręki przypomniałem sobie, kiedy pierwszy raz trzymałem ten model w swoich dłoniach. Miałem okazję poznać jego konstruktora. No może nie konstruktora, a raczej osobę, która go przerobiła. Lugera, Georga Lugera. Taki właśnie model był schowany w mojej piwnicy. 

– Rusz się. Wyglądasz jak byś nigdy nie strzelał. Bierz go i wychodź włazem na spodzie. Oni myślą, że jestem tu sam. Jak nas dorwą to zabiją obu. Zaskocz ich, ja postaram się ich zagadać. Ty strzelaj. Możesz na oślep. Szybko. 

Zrobiłem dokładnie to co powiedział. Wyszedłem spodem. Poczułem przeraźliwy ziąb. Siedząc w środku zdążyłem się troszkę rozgrzać i teraz wyjście na zewnątrz było koszmarem. Położyłem się jednak na lodowatej zaśnieżonej ziemi. Znalazłem się dokładnie w tym samym miejscu, gdzie byłem jak Belg mnie dopadł. Zaufał mi, jak większość ludzi, których poznałem do tej pory. Wyglądał na sporo starszego niż ja. Albo tylko tak wyglądał. Czasy były ciężkie. W pewnym momencie pomyślałem, że zostawię go i zwieję. Tylko jeśli to zrobię to mam mniejsze szanse na przetrwanie samemu. Jego plan może się udać. Zacząłem powoli przeczołgiwać się w stronę napastników. Kiedy byłem dość blisko brzegu pojazdu usłyszałem, jak Belg otwiera drzwi. 

– Jak podejdziecie bliżej to wysadzę się razem z tym pojazdem. – Krzyknął.  

Na jego słowa odpowiedzieli wystrzałem z pistoletu. Dostrzegłem blask, który na sekundę oświetlił miejsce, w którym stali. Żołnierzy było zaledwie dwóch. Wychyliłem się lekko z za gąsienicy i rozejrzałem w poszukiwaniu innych. Jednak nikogo więcej nie dostrzegłem.  

– To ostatnia twoja szansa. Wyjdź, a pozwolimy Ci żyć. Wszystkim nam zależy na transporcie.  

–  Nie wierzę wam - odparł Belg.  

Dostrzegłem jak jeden z nich oddala się od drugiego i stara się zajść pojazd od mojej strony. Wybrał tą gorszą opcję dla siebie. Oboje nie wiedzieli, że ktoś czai się pod pojazdem. Nikt z nich nie zdawał sobie sprawy jak strzelam. I nikt z nich nie wiedział, że to ja pomagałem Lugerowi przeprojektować ten pistolet. Ta broń była wręcz zaprojektowana dla mnie. Lubiłem Georga. Ile ja spędziłem z nim czasu jak mieszkałem w Karlsruhe.  

Nagle rozległ się kolejny huk.

Fragment

"Widok był przerażający. Głowa opadła mu w dół. Włosy zasłaniały twarz. Całe ciało było zalane krwią, która ciekła z gardła. Widok przypominał mu rysunek Leonarda Da Vinci przedstawiający proporcje człowieka. Ten jednak nie był nagi, a ubrany cały na czarno."