Książki online

Odcinek 50

Odcinek 50

Kamieniec Ząbkowicki - Obecnie 

 

Białe i chłodne ściany w pomieszczeniu potęgowały uczucie majestatu wnętrza.

Na Archiwum Państwowe we Wrocławiu Oddział w Kamieńcu Ząbkowickim zaadoptowano część klasztoru Cystersów. To był bardzo stary budynek. Odnowiony i dostosowany do potrzeb archiwum.  

– Zimno! – Stwierdziła Aldona. 

– Tak, ale przyjemnie. Latem jest tu odpowiednio niska temperatura, a i zimą jak się dobrze nagrzeje to mury trzymają ciepło. – Powiedziałem. 

W drugim końcu pomieszczenia pojawiła się jakaś postać. Uśmiechnąłem się w duchu na jej widok. To był mój potomek. Jeden z wielu jakich miałem porozrzucanych po świecie.  

Od kiedy dowiedziałem się o mojej rodzinie w Berlinie śledziłem losy ich wszystkich. Starałem się im pomagać. Bezpośrednio lub pośrednio. Byłem im to winien. Część z nich tylko obserwowałem. Ale z częścią z nich się poznałem. Dokładnie tak jak z Laurą.  

– Miłosz? – Powiedział mężczyzna idący z naprzeciwka. 

– Cześć, Adasiu - odparłem. 

– Chłopie ty nic się nie postarzałeś. Wyglądasz dokładnie tak samo. 

– Co ty, lata lecą. 

– Widzę, że Ty jak zawsze w doborowym towarzystwie. Dzień dobry. 

– Aldona to jest mój stary przyjaciel Adam Sztolc.  

– Aldona Wiśniewska - przedstawiła się. 

– Adam jest jednym z najlepszych znawców historii, a jego konikiem jest II Wojna Światowa. 

– Adam się zaśmiał i pokiwał głową w uznaniu. 

– To prawda. Nie bądź taki skromny. – Dodałem. 

– Dobrze wiesz, że to Ty w wielu przypadkach naprowadziłeś mnie w poszukiwaniach na dobry tor.  

– Wydaje Ci się - zaśmiałem się. 

– Jak on to robi, że zawsze potrafi oczarować swoim zachowaniem takie kobiety jak Pani. Pani Aldono. – Skierował słowa w jej stronę. 

– Pomaga mi kogoś odnaleźć. 

– Czyli jednak to nie wizyta towarzyska! – Stwierdziła Adam – No szkoda. 

– Każda wizyta jest towarzyską. – Powiedziałem z uśmiechem.  

– Tak? A kiedy byłeś tu po raz ostatni?  

– Nie tak dawno. Dostarczałem tu kolejną porcję odnalezionych zdjęć.  

– A gdzie ja wtedy byłem? – Zapytał zaskoczony Adam. 

– Podobno miałeś urlop. – Odpowiedziałem zgodnie z prawdą. 

– Urlop? 

Widziałem spore zaskoczenie w oczach Adama. 

– Tak powiedział mi... Taki młody chłopak, który mnie tu obsługiwał.  

– A kiedy to było? 

– Kilka miesięcy temu - odpowiedziałem. 

– Nie możliwe. Byłem tu cały czas. Ostatni urlop miałem... Ponad rok temu! 

– To może to był jakiś nowy pracownik? Albo praktykant? 

– Możliwe. Musze to sprawdzić? - Powiedział odwracając się, a po oczach było widać, że już chce to sprawdzić. 

– Zaczekaj! Mamy sprawę. 

Odwrócił się w naszą stronę i powiedział. 

– No tak! Czego szukacie?  

– Możemy przejść jakiegoś gabinetu? 

Adam nic nie odpowiedział tylko wskazał nam kierunek, w którym mieliśmy pójść za nim. Jego gabinet był na piętrze. Było widać, że jest mocno zaangażowanym w tym co robi. Wszędzie były różne teczki z dokumentami. Na pierwszy rzut oka tu był bałagan jednak po chwili dostrzegłem. Iż wszystko tu jest poukładane. Nie był to artystyczny nieład.  

– Siadajcie - powiedział i wskazał nam miejsca naprzeciwko swojego biurka. 

– Szukamy tego człowieka. – Podałem mu wydrukowane zdjęcia. 

Adam przez chwilę go oglądał ewidentnie mówiąc coś pod nosem do samego siebie. Po chwili podniósł głowę i popatrzył w naszą stronę. Zmarszczył czoło. Z nosa zdjął okulary i umieścił je na głowie. Po czym się odezwał. 

– Widziałem to zdjęcie. Było na jakiejś aukcji. Zrobione jest w Wilczym Szańcu. 

– To wiemy. Też go znalazłem na aukcji. – Odpowiedziałem. 

– O, kogo wam chodzi? 

– Szukamy informacji na temat tego oficera. – Wskazałem palcem.  

– Czy mogę zachować ten wydruk? 

– Tak – odpowiedziała Aldona. 

– Dajcie mi kilka godzin.  

– Zgoda. Ile potrzebujesz czasu? 

– Powiedzmy, że spotkamy się tu za 3 godziny? Tyle czasu mi powinno wystarczyć – Stwierdził Adam. 

Staliśmy ponownie na dziedzińcu kompleksu dawnego zakonu obok zabytkowej fontanny albo raczej tego co po niej zostało. 

– Czy on wie o tobie? – zapytała Aldona. 

– Co? Nie. Nikt o mnie nic nie wie. – Skłamałem.  

– On jest podobny do Ciebie. Ma Twoje oczy i nos. 

– Tak? Ciekawe? – Udałem zaskoczonego. 

– Naprawdę - stwierdziła Aldona. 

– Mam pomysł. Idziemy do pałacu. Odwiedzimy go. Ciekaw jestem, jak wygląda? 

– Dobrze. Mamy sporo czasu, ale najpierw może coś zjemy. Ostatni posiłek to były pierogi w Gdańsku. – Przypomniała.  

– Poszukaj czegoś na co masz ochotę. Tylko coś na miejscu, nie chce mi się nigdzie jechać. – Poprosiłem Aldonę. 

Wyciągnęła telefon i zaczęła go przeglądać robiąc przy tym dziwne miny. Kiedy tak na nią patrzyłem miałem wrażenie, że szuka czegoś zupełnie innego niż jedzenie. Nagle się odezwała. 

– To miasteczko to jest właściwie dziura. Znalazłam kilka barów i restauracji. Część z nich jest zamknięta w tygodniu i otwierają tylko w weekendy. To dziwne. 

– To małe miasteczko. Tu jest ruch tylko w weekendy jak ludzie przyjeżdżają zwiedzać pałac.  

– O, tu pójdziemy. – Powiedziała i odwróciła telefon w moją stronę pokazując mi czarny ekran.  

– Wygasił się. 

– Co? 

– Telefon się wygasił. 

– A, tak przepraszam. – Odblokowała go i pokazała mi jakąś restaurację po drugiej stronie kościoła.  

– Ok, idziemy - powiedziałem. 

Szliśmy uliczką prowadzącą przez teren dawnego zakonu, a ja przypominałem sobie jak to wszystko wyglądało, kiedy dotarłem tu po raz pierwszy. Wszędzie było pełno zwierząt domowych. Kury, kaczki, a nawet krowy. Dzisiaj to miasteczko wyglądało na zadbane. Ulice były czyste. Domy odnowione. Trawniki przystrzyżone.  

Po koło 15 minutach dotarliśmy pod wskazany adres. Jadłodajnia była czynna. Z zewnątrz wyglądała obiecująco. W środku było podobnie. To był stary budynek z odnowioną elewacją i gustownie wykonanymi wnętrzami.  

Usiedliśmy przy jednym z wielu stolików. W środku było prawie pusto. Tylko przy jednym ze stolików siedziała rodzina z dwójką dzieci i jadła śniadanie. Czyli śniadania tu były. Stwierdziłem w duchu. 

Kiedy tylko zajęliśmy miejsca podeszła do nas młodziutka kelnerka. Przywitała na i podała karty. Po czym odeszła do baru, gdzie jak zauważyłem zajęła się porządkowaniem naczyń.  

– To co jemy? – Zapytała Aldona. 

– Wszystko na co masz ochotę. Zamawiaj. 

Fragment

"Widok był przerażający. Głowa opadła mu w dół. Włosy zasłaniały twarz. Całe ciało było zalane krwią, która ciekła z gardła. Widok przypominał mu rysunek Leonarda Da Vinci przedstawiający proporcje człowieka. Ten jednak nie był nagi, a ubrany cały na czarno."