Książki online

Odcinek 38

Odcinek 38

W podróży - 1563 

 

Dobrawa była zawieszona w powietrzu. Tuż przed moimi oczami. Wydawało mi się, że otwiera usta i coś do mnie mówi.

Coś jak by... Nie mogłem zrozumieć co. O co jej chodzi? Ewidentnie chciała mi coś przekazać.  

– Uciekaj – usłyszałem.  

– Uciekaj? – Powtórzyłem. 

– Gdzie mam uciekać – Dodałem.  

Patrząc na Dobrawę słyszałem kogoś jeszcze. Ktoś krzyczał. Ktoś wołał pomocy. 

– Ratunku! – Teraz to usłyszałem. 

Dobrawa gdzieś zniknęła, a ja skierowałem wzrok w stronę krzyku. Pod drzewem siedział chłopiec i to on wzywał pomocy. Patrzyłem na niego. Nie ruszał ustami. Krzyczał ktoś jeszcze. Nie widziałem kto. Zacząłem podnosić głowę z ziemi, aby się rozejrzeć. Jakiś człowiek stał, a inny leżał. Leżał na kimś. I nagle do mnie wszystko dotarło. Pod drzewem był Jasiek i to on krzyczał. Na ziemi leżała Ludmiła i na niej facet z nożem. Sukienkę miała podciągniętą i on obdzierał ją z jej niewinności. Kiedy zobaczyłem jej oczy, to było w nich coś złowieszczego. Był w nich obłęd, ale usta się poruszały. Coś do mnie mówiły. Starałem się z całych sił dostrzec i usłyszeć co mówią. Dostrzegłem. 

– Ratuj Jaśka. 

Zerwałem się na równe nogi. Bolała mnie głowa, ale mimo to podniosłem się. Zaczynałem odczuwać gniew. Gniew, który dał mi potężną siłę. Czułem się nagle niepokonany, niezniszczalny i potężny. Czułem złość i wściekłość. Miałem nieopartą ochotę zabić tego człowieka za to co robił. Zobaczyłem leżącą obok mnie grubą gałąź. Złapałem ją. Ten, który stał dostrzegł mnie i ruszył w moją stronę. Ja nawet się nie zastanawiałem. Wziąłem potężny zamach i odwinąłem mu tą gałęzią. Ta uderzyła go prosto w głowę. Jednak moje uderzenie było tak słabe, że tamten tylko się na chwilę zatrzymał i zaśmiał. 

– Mamo, mamo - wołała Jasiek. 

Kontem oka dostrzegłem, że czołga się do swojej matki. 

Ten który leżał na matce też to zobaczył i krzyknął to tego drugiego. 

– Zajmij się młodym. 

Ten drugi odwrócił się do mnie tyłem i ruszył w stronę młodego. Kiedy to zobaczyłem chciałem ratować Jaśka. Rzuciłem się na plecy wielkiego. Udało mi się go popchnąć co doprowadził do tego, że stracił równowagę. Chciał się czegoś złapać jednak runął na ziemię. Wszystko wyglądało jakby się działo w zwolnionym tempie. Kiedy runął na ziemię słychać było jakiś dziwny syk. Runął i dostał natychmiast drgawek. Przestraszyłem się i zamarłem.  

Ten który leżał na Ludmile i ją gwałcąc też zamarł. Po czym szybko się zerwał i przyłożył jej nóż do gardła.  

– Wstawaj suko, a Ty biały pomiocie kurwy stój, bo jej gardło poderżnę.  

Ja stałem. Jasiek przestał krzyczeć tylko cicho płakał. Ten na ziemi się nie ruszał.  

– Ja pierdole, zajebałeś Byka. – Powiedział z ewidentnym strachem w oczach. 

– Puść ją. – Wydukałem niemrawo. 

– Stój, gdzie stoisz - powiedział. 

– Puść ją. 

– Dopadnę Cię i tego młodego. Ich ojciec wyrwie wam języki, a tobie wyrwie żywcem kutasa.  

– Puść ją. 

Powtórzyłem kolejny raz i dopiero teraz zorientowałem się, że tak mocno zaciskam rękę na gałęzi, że zaczęła mi z niej lecieć krew.  

– Chyba Cię pojebało. – Powiedział i wbił nóż Ludmile w jej bok.  

Ta głośno zajęczał. Jasiek zamarł. A, ja zerwałem się w ich stronę. Ludmiła powoli opadała na ziemię. Jej oprawca odwrócił się i zaczął uciekać. Ja nie wiedziałem, czy mam za nim biec czy łapać Ludmiłę.  

Złapałem ją. Tamten pognał w las i zniknął w mroku. Tuż obok pojawił się Jasiek. 

– Zaopiekuj się Jasikiem. – Powiedziała cicho. 

– Przestań - powiedziałem spokojnie. 

– Mamusiu - wyszeptał przez łzy Jasiek. 

– Obiecaj mi, że się nim zajmiesz. Proszę. Jego ojciec to potwór. Uciekłam z Jaskiem. Ale wysłał za nami swoich dwóch zbirów. Musicie uciekać, bo ten wróci z innymi. Będą was ścigać.  

– Przestań Ludmiło. Zaraz Cię opatrzę i uciekniemy. – Kiedy to powiedziałem dostrzegłem, że cała jej sukienka jest we krwi. 

– Obiecaj. Proszę Cię. Proszę zadbaj o mojego synka. – Powiedziała to, a ja już widziałem śmierć w jej oczach. 

– Dobrze. Obiecuję. – Powiedziałem i usłyszałem, jak Jasiek zaczyna głośno łkać.  

– Choć synku, choć niech, że ja Cię przytulę. – Złapała go i wydała z siebie ostatni oddech. 

– Mamo, mamo. Nie... 

Trzymał ją tak jeszcze przez jakiś czas. Ja w tym czasie sprawdziłem tego co leżał na ziemi. Kiedy się przewracał przebił się sterczącą gałęzią. Wbiła mu się prosto w głowę przez oko. Leżał tam i strasznie cuchnął.  

– Musimy iść. Oni mogą tu bardzo szybko wrócić.  

Złapałem chłopaka, ale ten trzymał się matki jak rzep psiego ogon. Musiałem go szarpnąć co go ewidentnie zabolało. Pozbierałem wszystkie nasze rzeczy i zapakowałem młodego na barana. Płakał jeszcze przez pewien czas. Potem zasnął ze zmęczenia. Zanim jednak ruszyliśmy w dalszą drogę zrobiłem znak krzyża na czole Ludmiły, żeby spoczywała w spokoju.  

Przez las wędrowałem całą noc. Nad ranem dotarłem do jakiejś małej polanki ze strumykiem. Tu się na trochę zatrzymałem. Obudziłem chłopaka i go nakarmiłem. Nie chciał jeść. Ja zjadłem. Kiedy byłem gotowy do dalszej drogi nie bardzo wiedziałem co mam zrobić? Gdzie iść? Chłopak potrzebował opieki. Ja nie mogłem mu jej zapewnić. Bo niby jak? Siedziałem tam na brzegu rzeczki i zastanawiałem się co począć. Po jakimś czasie doszedłem do wniosku, iż udamy się w innym kierunku. Nie do Krakowa, a na zachód. Słyszałem z opowieści kaznodziei, że tam też są duże miasta. Miasta tuż za granicami naszego państwa. Nie znałem drogi, ale musiałem zaryzykować. Musiałem zająć się Jaśkiem. Obiecałem to jego matce.  

– Nie idziemy do Krakowa Jaśko. 

– A gdzie? 

– Podążymy na zachód. W te stronę. – Powiedziałem i pokazałem ręką. 

– Zachód? A, ten zachód też jest dużą wsią? 

– Nie. Zachód to kierunek.  

– Kierunek? 

– Tak. Mamy południe, północ, wschód i zachód. – Mówiłem i pokazywałem ręką kierunki świata. 

– A, skąd wiesz, gdzie jest ten zachód? – Zapytał zaciekawiony spokojnym głosem.  

– Zobacz, jak słoneczko wstaje to tam jest wschód. Jak zachodzi to to jest zachód.  

Jasiek kiwał głową i wydaje mi się, że coś z tego co mówiłem rozumiał.  

– A, te inne? – Zapytał. 

– Południe jest tam, gdzie słonko jest najwyżej na niebie. Północ jest po drugiej stronie południa.  

To było znacznie trudniejsze do wyjaśnienia. 

– Zobacz na drzewa. Na ich korze rośnie mech. Prawda? 

– Tak, prawda. – Powiedział. 

– Mech na drzewie jest zawsze od strony tej bez słoneczka i to jest północ. 

Jasiek słuchał i trzymając kawałek chleba ze słoniną w ręku powoli zaczynał go zjadać. Zainteresowało go to co opowiadałem i może na chwile zapomni o swojej matce.  

Fragment

"Widok był przerażający. Głowa opadła mu w dół. Włosy zasłaniały twarz. Całe ciało było zalane krwią, która ciekła z gardła. Widok przypominał mu rysunek Leonarda Da Vinci przedstawiający proporcje człowieka. Ten jednak nie był nagi, a ubrany cały na czarno."