Książki online

Odcinek 36

Odcinek 36

Poznań – 1942 

 

Drzwi otworzyły się kolejny raz. Trzask zamka mnie obudził. Otworzyłem szybko oczy.

Tym razem drzwi musiał otwierać ktoś inny. Ten ktoś zrobił to zdecydowanie mocniej. Nikogo jednak w nich nie widziałem. Kiedy wsłuchałem się w dobiegające z ciemnego korytarza odgłosy wyraźnie słyszałem czyjś ciężki oddech. Oddech był płytki i przerywany. Starałem się dostroić oczy do ciemności panującej w przejściu. Kiedy już przywykłem do panującego tam mroku dostrzegłem sylwetkę. Sylwetkę kogoś, kto był sporych rozmiarów. Widziałem go, stał tam. Patrzył w moją stronę i sapał. Oddychał coraz głośniej. Miałem wrażenie, że po drugiej stronie jest potężny byk czekający tylko na dobrą okazję, aby wypaść na ring. 

– Hej – zawołałem. 

Postać nawet nie drgnęła. 

– Słyszysz mnie. Podejdź. – Odezwałem się ponownie. 

Nie reagował. 

– Kurwa, człowieku kim ty jesteś? 

– To mój mąż. – Powiedziała moja oprawczyni. 

Znowu ona. Co ona tym razem chce zrobić? - pomyślałem. Wyrywanie się z tych więzów nie ma sensu. Próbowałem kilkukrotnie. Przynajmniej jestem ubrany. Po trzecim razie mnie ubrała i podziękowała. Co było dość irytujące. Najchętniej bym ją zabił własnymi rękoma.  

– Nic się nie martw. Wszystko będzie dobrze. 

Mówiąc to wchodziła do pokoju, a tuż za nią jej potężny mąż z opuszczoną głową. Nic się nie odzywał tylko sapał. Wyglądał na lekko upokorzonego.  

– Co chcesz zrobić? – Zapytałem. 

– Zakończyć naszą zabawę. – Roześmiała się.  

Ja nic nie odpowiedziałem, bo zobaczyłem, że w ręce trzyma strzykawkę. Podeszła do mnie i pogłaskała mnie po głowie. Miała smutną minę. Ona mnie chce zabić - pomyślałem.  

– Nie rób tego. Proszę. – Wyszeptałem. 

– Nic Ci nie będzie. Wywieziemy Cię z miasta, ale jeśli pojawisz się gdzieś w okolicy, to wiesz jaki spotka Cię los? Mój mą Cię złapie. 

Ten nagle się poderwał i wyprostował. Pojawił się uśmiech na jego twarzy. Zareagował jak wyszkolony pies, który na tajne hasło atakuje.  

– Przyjrzyj mu się i zapamiętaj jego twarz. Jeśli ją gdzieś zboczysz, to wiesz co masz robić. – Powiedziała to i uśmiechnęła się do mnie. 

– Co Ty mu zrobiłaś? 

– To mój mąż. On mnie kocha i zrobi wykona każdy mój rozkaz. Prawda kotku. – Dodała. 

Kotek z uśmiechem pokiwał głową i się wyprostował przyjmując postawę zasadniczą jak wyborowy żołnierz tusz przed oddaniem pokłonów swojemu dowódcy. 

– Widzisz. Kotek wie co ma robić. – Zaśmiała się głośno.  

Zawiązała mi na ręce kawałek sznurka powyżej łokcia. Postukała po jego wewnętrznej stronie w sposób charakterystyczny dla pielęgniarki szukającej żyły. Kiedy uznała, iż moja żyła jest wystarczająco widoczna wbiła mi w nią igłę i powoli zaczęła wtłaczać do mojego organizmu jakiś płyn. Poczułem jak moje ciało zaczyna wiotczeć i oczy zaczynają mi się zamykać. Powieki mi opadły. Nie czułem mojego ciała jednak dalej wszystko słyszałem. 

– Rozwiąż go - powiedziała. 

Czułem, jak rozwiązują mi ręce i nogi. Jak ktoś poprawia mi ubranie. Chciałem otworzyć oczy jednak nie było to możliwe.  

– Teraz zabierz go do samochodu. Ja tam zaraz przyjdę.  

Zarzucił mnie na ramię jak jakiś worek. Szedł ze mną najpierw korytarzem. Potem schodami. Po chwili poczułem na twarzy zimne powietrze. To dodało mi troszkę sił i pozwoliło otworzyć słabo oczy. Widziałem jakieś drzewa. Było całkiem ciemno i bardzo zimno. Słyszałem, jak śnieg skrzypiał pod jego ciężkimi butami. Przystanął i otworzył drzwi do samochodu. Po czym wrzucił mnie na tylne siedzenie. Wtedy dostrzegłem, że ona idzie za nim i niesie mój plecak.  

– O, otworzyłeś oczy! Ta dawka była za mała. Nic się nie martw dostaniesz kolejną. –Powiedziała z troską w głosie.  

Nim się zorientowałem dostałem kolejny zastrzyk i tym razem już nic nie czułem ani nie słyszałem. Jedyne co czułem to tylko błogi spokój. Czułem jak bym leżał na łące i promienie wiosennego słońca ogrzewały mi twarz. Było tak przyjemnie. Nagle promienie zniknęły. Otworzyłem oczy. Tuż nade mną stała Dobrawa i to ona robiła mi cień. Uśmiechała się do mnie. Uklękła i mnie pocałowała. 

– Tęskniłem za Tobą kochana. – Wyszeptałem. 

– I ja za Tobą mój Miłoszku. – Powiedziała jedwabnym głosem. 

Położyła się obok mnie i mocno przytuliła. Była taka Ciepła i tak ładnie pachniała. Ten zapach wprawiał mnie w... Pachniała alkoholem i smarem. 

– Ej, ty. Wstawaj. Tu nie wolno spać. Ty obrzygany łachudro. – Usłyszałem męski głos. 

Otworzyłem oczy i byłem na... Co to za miejsce pomyślałem rozglądając się. Jakby peron, a na nim jedna ławka.  Tuż nad moją głową stał jakiś żandarm i coś do mnie mówił.  

– Śmierdzisz jak gorzelnia brachu. Lepiej się pozbieraj, bo jak Cię żołnierze dorwą to odstrzelą. 

– Dziękuję. – Wymamrotałem sam nie wiedzieć czemu i za co dziękowałem.  

– Zabiorę Cię ze sobą. Wstawaj. 

– Dzięki ja tu sobie posiedzę. – Kręciło mi się w głowie i miałem ochotę zwymiotować.  

Ledwo o tym pomyślałem zerwałem się na równe nogi i wywaliłem z siebie wszystko co miałem w żołądku. Na szczęście dobiegłem do torów. Nie było tego dużo, ale smród był okropny.  

Poczułem jak ten ktoś łapie mnie za koszulę i stara wyprostować.  

– Żołnierze! Spadamy! 

Poprowadził mnie gdzieś. Ja ledwo szedłem. Właściwie to bardziej szurałem nogami niż szedłem. Jednak po chwili położył mnie na jakimś materacu i okrył.  

– Jesteś strasznie przemarznięty kolego. Zagrzej się, a dojdziesz do siebie. 

Oczy ponownie mi się zamknęły. Tym razem nic mi się nie śniło. Kiedy otworzyłem je ponownie okazało się, że jesteśmy w wagonie przerobionym na mieszkanie. W koncie stała koza, od której biło ciepło na cały wagon. Na środku był stolik, a przy stoliku siedział starszy mężczyzna ubrany jak robotnik. W całym wagonie roznosił się zapach smaru. 

– Dzień dobry, obudziłeś się. – Powiedział to i się zaśmiał.  

– Dziękuję za pomoc wymamrotałem.  

– Nie ma sprawy. Jestem Mietek. Pracuje tu na kolei i znalazłem Cię na peronie. Szkoda mi się ciebie zrobiło. 

– Miłe lokum. – Powiedziałem unikając przedstawiania się.  

Na posłaniu obok mnie leżał mój plecak. Był zamknięty, ale nie wiem czy tam nie grzebał. 

– Mimo tej przepustki mogli Cię zamknąć.  

– Przepustki? – Zdziwiłem się.  

– Wystawała Ci z kieszeni. Zabrałem, żeby nie wypadła. – Pomachał kawałkiem papierka i położył na stoliku. 

– Gdzie jesteśmy? 

– U mnie. 

– Ale, jakie to miasto? 

– Oj, widzę, że mocno zabalowałeś kolego. – Zaśmiał się. 

– Najwidoczniej. Jednak nic nie pamiętam. – Powiedziałem to mimo tego, iż dobrze widziałem co się ze mną stało.  

Nie wymiotowałem po alkoholu, ale to była reakcja mojego organizmu na narkotyki jakie mi podali. Musieli mnie tu przywieść i zostawić na tym peronie.  

– To mała stacyjna pod Poznaniem w kierunku Warszawy. Tu naprawiamy wagony i lokomotywy.  

Coś jeszcze do mnie mówił ja jednak zastanawiałem się nad tym co dalej. Miałem się dostać do Kętrzyna. Z tego co kojarzyłem to teraz musze się dostać jakoś do Bydgoszczy.  

– Jestem w drodze do Bydgoszczy. Da się tam dostać pociągiem? – Zapytałem. 

– Nie wiem, czy pamiętasz, ale trwa wojna. – Zaśmiał się mój wybawiciel.  

Fragment

"Widok był przerażający. Głowa opadła mu w dół. Włosy zasłaniały twarz. Całe ciało było zalane krwią, która ciekła z gardła. Widok przypominał mu rysunek Leonarda Da Vinci przedstawiający proporcje człowieka. Ten jednak nie był nagi, a ubrany cały na czarno."