Książki online

Odcinek 33

Odcinek 33

Gdańsk - obecnie. 

 

Minęło kolejna godzin przeglądania zdjęć. Praca ta była bardzo monotonna. W pewnym momencie przestałem pytać, czy widzi go na tych fotografiach.

Po prostu przewijałem i pokazywałem kolejne. Swoją uwagę starałem się tylko skupiać na pokazywaniu kolejnych zdjęć bez ich oglądania. Nie chciałem ponownie doświadczyć nieprzyjemnego ataku. Czy pomysł był dobry? Wydawał się bardzo dobry. Czy mogła go przeoczyć? Raczej nie. Będzie wyglądał dokładnie tak samo. Znałem tylko dwie takie osoby. Siebie i Artura. Przez lata nasz wygląd pozostawał taki sam. Jedynie włosy i broda się zmieniały.  

– Mam dość, jestem głodna. Ja wiem, że to jest ważne, ale tak się nie da - odezwała się Aldona.  

– Może coś zamówimy? – Zapytałem. 

– Ja naprawdę muszę wyjść z tego pokoju i zrobić coś innego. 

– To, co proponujesz? 

–  Poczekaj. – Powiedziała i wyciągnęła telefon. 

Uruchomiła aplikację z mapami. Wybrała w niej opcję szukaj restauracji. Wyświetliły jej się wszystkie restauracje w pobliżu, a że Gdańsk jest sporym miastem to i restauracji było dużo. 

–  To, na co masz ochotę? 

–  Ja? 

– A, widzisz tu kogoś innego? – Rozejrzała się po pokoju. 

– Sam nie wiem. Zaproponuj coś. 

– Chińska, pizza, tradycyjne jedzenie? 

–  Zaproponuj jakieś miejsce. 

– Ok. Tu przy zielonym moście jest fajna chińska knajpa. Ma ocenę 3,9. Troszkę słabo. Oceniło ją 1700 ludzi. 

– Coś innego? 

–  Dobra, dobra. O, mam. Pizzeria 4,7. Oceniona przez 2800 ludzi. 

– Pizza? Nie. 

– Ostatni strzał i tu idziemy.  

– Czyli. 

– Poczekaj. Szukam. – Powiedziała to i przeglądała telefon, a ja siedziałem i ją obserwowałem.  

Zaczynał mi powoli doskwierać głód. Chyba jednak byłem głodny. Poczułem, jak mi burczy w brzuchu.  

–  O, widzisz! Ty też jesteś głodny. – Powiedział jak usłyszała odgłosy jakie wydaję. 

– To co proponujesz. 

– Mam. Pierogi. 

– Pierogi? – Zacząłem marudzić.  

– Tak, pierogi. Zobacz tu jest świetna restauracja z pierogami. Ocena 4,8. Matko ilu tu było ludzi. Ma prawie 13 tysięcy ocen. 

Ja już się nic nie odzywałem tylko twierdząco skinąłem głową. Po 15 minutach byliśmy już obok mostu Chlebowego, nazywanego też mostem miłości. Jak w wielu takich miejscach wisiało tu mnóstwo spiętych kłódek. Ludzie, którzy się kochali zapinali tu swoją kłódkę i wyrzucali kluczyk w odmęty przepływającej rzeczki. Właściwie to był kanał nie rzeka. Most nie był wielki a powstał w 1350 roku. Już tu był, jak się urodziłem. Kiedyś ten most miał zaledwie 8 i 5 metra szerokości dzisiaj ma 16 metrów. Swoją główną nazwę zawdzięcza czasom, kiedy to tutaj piekarze sprzedawali swoje wyroby. A wtedy było ich około 200. Dzisiaj stojąc na moście można podziwiać Wielki Młyn. Obecnie znajduje się tam muzeum bursztynu. Budynek jest naprawdę okazały. Wymurowany prawie w całości z czerwonej cegły. Pomiędzy mostem, a Młynem znajduje się Dom Młynarzy wybudowany na małej wyspie w 1831 roku. Jest przykładem architektury szachulcowej typowej dla technik budowlanych stosowanych w regionach Europy północnej. Taka biało czarna mozaika charakterystyczna dla starych domów na terenach poniemieckich. Wygląda naprawdę inspirująco, zresztą często siedzą tu artyści i przenoszą ten widok na swoje płótno.  

Minęliśmy most i kawałek dalej skręciliśmy w prawo na kolejny most, z którego było już widać wielką kolejkę do restauracji.  

– I co? Mamy tu czekać? – Zapytałem z lekkim osłabieniem w głosie.  

– Jasne. Skoro oni mogą poczekać to i my poczekamy. A poza tym śpieszono Ci gdzieś? 

Nic się nie odezwałem tylko stanąłem na samiutkim końcu kolejki. Aldona stanęła obok, chwytając mnie pod rękę. Poczułem się nieco dziwnie, ale z drugiej strony całkiem dobrze. 

– Proszę menu i mogę coś zaproponować do picia w czasie oczekiwani na wejście.  

– To ja poproszę o... Macie jakieś wyciskane soki? - zapytała Aldona. 

– Tak. Świeże jabłka, pomarańcze i marchewka.  

– A, może być mieszany? 

– Oczywiście.  

– To ja poproszę taki mieszany. Jabłko, pomarańcza i marchewka. 

– A dla Pana? – Zapytała młoda dziewczyna z obsługi. 

– Ja poproszę o jakieś piwo rzemieślnicze. Jakie macie? 

– Lane czy z butelki? 

– Obojętne. I właściwie to może być dowolne pszeniczne z jakimś lekkim cytrusem.  

– Właśnie takie mamy lane. 

– Resztę zamówienia przyjmę w środku. To będzie stolik na dwie osoby? 

– Tak. – Odpowiedziała Aldona. 

Kiedy dziewczyna się oddaliła, ja się odezwałem. 

– Powiem Ci, że jestem zaskoczony. 

– Ja też.  

– Jeszcze nigdzie nic nie piłem w oczekiwaniu na wejście do restauracji. 

Po liku minutach dziewczyna wróciła z napojami. 

– Bardzo proszę i życzę krótkiego, ale miłego oczekiwania na wolny stolik.  

Kolejka zmniejszała się dość szybko. Kiedy przed nami było już tylko kilka osób czekających na wejście dziewczyna przyszła po nas. Przeprowadziła nas przez cały lokal i posadziła przy jednym ze stolików dwuosobowych. Zamówienie udało nam się złożyć natychmiast. Stojąc przed wejściem każdy wybrał to co chciał, a menu było bogate w różnego rodzaju pierogi z ciekawymi nadzieniami. Ja wybrałem mieszankę różnych pierogów. Aldona poszła w bardziej słodkie i owocowe.  

Kelnerka z naszymi daniami pojawiła nie za szybko co świadczyło o tym, iż potrawy przygotowywane są na bieżąco.  

Dania na talerzu wyglądały apetycznie. Mimo, iż to tylko pierogi. Kiedy ich spróbowałem dostałem kolejnego kopniaka z wspomnieniami. Przypomniały mi się pierogi jakie jadłem kiedyś w pewnej wiosce pod Krakowem. Musiałem na chwilę przestać jeść i przepić to kolejnym tym razem bezalkoholowym piwem.  

– Coś się stało? – Zapytała Aldona widząc moją minę. 

– Wspomnienia. – Uśmiechnąłem się. 

– Przyjemne? 

– Powiem tak. Zrównoważone. 

– Ale nie padniesz mi tu chyba? 

– Nie, nie martw się. – Odpowiedziałem i zanurzyłem się w idealnie dobranych proporcjach składników farszu pierogów.  

Fragment

"Widok był przerażający. Głowa opadła mu w dół. Włosy zasłaniały twarz. Całe ciało było zalane krwią, która ciekła z gardła. Widok przypominał mu rysunek Leonarda Da Vinci przedstawiający proporcje człowieka. Ten jednak nie był nagi, a ubrany cały na czarno."