Poznań - 1942
Obudziłem się w dziwnym pokoju. Miałem wrażenie, że widzę to pomieszczenia pierwszy raz.
W dodatku strasznie bolała mnie głowa i dziwnie dzwoniło mi w uszach. Ile ja wczoraj wpiłem? Pomyślałem. Jedyne co pamiętam to, to że robiłem zdjęcia. Potem pustka. Chciałem się poruszyć i wtedy okazała się, że nie mogę. Ktoś mnie przywiązała do łóżka. Podniosłem obolałą głowę. To były pasy jak w szpitalu psychiatrycznym. Ręce miałem przytwierdzone do łózka. Okazało się, że nogi również.
– Co jest. – Powiedziałem sam do siebie.
– Obudziłeś się. – Usłyszałem czyjś głos.
Z podniesioną głową rozglądałem się po pomieszczeniu, jednak nigdzie nie widziałem właścicielki głosu.
– Siedzę tuż za Tobą. Nie zobaczysz mnie. – Odezwała się ponownie.
– Kim ty jesteś? I o co chodzi? – Powiedziałem to i starałem się popatrzeć do tyłu nad moją głową.
– Nie poznajesz?
– Nie - powiedziałem to i nagle poczułem znajomy zapach.
– Zastanów się - powiedziała śpiewająco, a ja już wiedziałem z kim rozmawiam.
– Właścicielka aparatu.
– Brawo Mój Ty nieskazitelny przedstawicielu czystej razy. – Powiedziała to i pogłaskała mnie po mojej twarzy.
Ja nic jej na to nie odpowiedziałem. Słysząc jej słowa poczułem dziwny ścisk w żołądku. Jednocześnie zastanawiałem się o co chodzi tej młodej kobiecie. Czyżbym się czymś zdradził. Nie piłem za wiele. Jedna lampka wina i szklaneczka whisky. Mała szklaneczka. Robiłem zdjęcia i wróciłem do... Nie pamiętam, jak wróciłem do pokoju!
– Jesteś taki przystojny. Jesteś prawdziwym niemieckim ideałem. – Powiedziała z niesamowitym zachwytem w głosie.
Mogłem sobie wyobrazić, że jak to mówiła to z zachwytu składała ręce i lekko przechylała głowę w bok.
– Bez przesady. – Odpowiedziałem.
– Wiesz, ile czasu zajęło mi znalezienie kogoś takiego jak Ty.
Nie wiedziałem, czy mam odpowiedzieć na to pytanie czy nie. Brzmiało jak typowo retoryczne. Wolałem siedzieć cicho.
– Zadałam Ci pytanie!
A jednak nie było retoryczne - pomyślałem. Mówiąc te słowa jej głoś się zmienił na władczy co zaczynało mnie lekko niepokoić.
– Nie wiem.
– Długo, bardzo długo.
– To fajnie, ale może mnie rozwiążesz i spokojnie porozmawiamy.
Parsknęła śmiechem.
– Zwariowałeś! - Stwierdziła.
Uśmiechnąłem się i nic nie odpowiedziałem.
– Widziałeś zdjęcie mojego męża. To fajtłapa. Biega za tymi żydka i im podobnymi, bo nic więcej nie potrafi. Wszystkim muszę się zajmować sama. To jest troszkę frustrujące.
Wypowiadając ostatnie zdanie wyobraziłem ją sobie, jak siedzi ze skwaszoną miną.
– Dla mnie też. – Powiedziałem i machnąłem związanymi rękoma.
– Dla Ciebie? Tobie wszyscy powinni jeść z ręki. Nawet sam Adolf. – Dokończyła bardzo cicho, tak jak by się bała, że ją usłyszy.
– Nie bardzo rozumiem o co Ci chodzi?
– Nie musisz. Wystarczy, że jesteś. – Tym razem przejechała dłonią po moim torsie i rozpięła jeden z guzików koszuli.
– Co robisz?
– Nic takiego. Nic ci nie będzie.
Rozpięła kolejne dwa i wsunęła swoją dłoń pod moją koszulę przesuwając się tak, żebym ją widział. Popatrzyłem na nią robiąc groźną minę.
– Tak jak powiedziałam. Szukała kogoś takiego jak Ty. Te włosy, ten kolor oczu.
Powiedziała to po czym zgniotła mi moją lewą pierś, a swoją drugą dłoń położyła na własnym brzuchu i go pomasowała.
– Nie podoba mi się to co robisz młoda damo. – Byłem stanowczy w głosie, ale ona się tylko lekko uśmiechnęła.
– Mój mąż to fajtłapa. W niczym nie przypomina prawdziwego Niemca. Ty, Ty masz w sobie krew nadludzi.
Przestała mówić i skupiła się na mnie. Rozpięła mi koszulę do końca i zaczęła całować mnie po torsie. Zaczęła przy tym wydawać odgłosy niczym napalona kotka.
– Jeśli chcesz iść ze mną do łóżka to wystarczyło powiedzieć. Rozwiąż mnie, bo to mi się nie podoba.
– Mama wypatrywała takich jak Ty. Szukała i znalazła. Ach ta moja mama. Co ja bym bez niej zrobiła.
– Przestań - wrzasnąłem ona jednak zdawała się mnie całkowicie ignorować.
– Nie martw się. Mój mąż dalej szuka tych swoich uciekinierów. Wróci do domu jak ja mu pozwolę. Wtedy będę już dumną niemiecką matką.
Była cała w skowronkach, ale zachowywała się jak opętana. Zacząłem się wiercić i jej przeszkadzać co ją zdenerwowało i mnie uderzyła w twarz. Ale zrobiła to bez słowa. Po chwili poprawiła po czym wyciągnęła mi koszulę ze spodni i zaczęła rozpinać pasek. Ona mnie zgwałci - pomyślałem.
– Dzisiaj jest ten dzień. Dzisiaj będę Twoja.
Rozpięła mi teraz spodnie i włożyła rękę do środka. Jej dłoń była przyjemnie chłodna. Wbrew pozorom zaczęło mi to sprawiać przyjemność. Kobieta może i była ładna. Jednak to co robiła wskazywało na to, że potrzebny jest jej jakiś psychiatra. To co robi świadczy tylko o tym, że jest chora.
– Tobie jest potrzebna jakaś pomoc. – Powiedziałem spokojnym głosem.
– Spokojnie dam siebie radę. – Powiedziała i zaczęła rozpinać guziki swojej sukienki.
– Źle mnie zrozumiałaś.
– Całkiem dobrze.
Włożyła teras sobie rękę pod sukienkę i zaczęła bawić piersiami.
– Mówiła, że dam sobie radę. Muszę Cię troszeczkę rozpalić i siebie, naturalnie.
Patrzyłem na nią i nie bardzo wiedziałem co mam powiedzieć. Zrobić niewiele mogłem. Ona nie przestawała. Jedną z rąk pieściła piersi, a drugą przesunęła na własne krocze.
– Muszę uważać. Mam nadzieję, że nie jesteś nadpobudliwy i nie wystrzelisz sobie tak samemu. – Zaśmiała się.
Ja przestałem odpowiadać. Czekałem tylko co będzie dalej. I się doczekałem. Swoją dłoń wsadziła pod sukienkę i zaczęła się masturbować. Bawiła się i wzdychała. Była coraz głośniejsza. Chciałem się zaśmiać, ale troszkę się tego obawiałem. W takiej sytuacji mogła mi czymś przyłożyć. A tego nie chciałem. Bawiła się i wzdychała. Oczy miała cały czas otwarte. Nie miała żadnych oporów robiła to i patrzyła mi prosto w twarz. Widziałem w jej oczach niesamowite pożądanie i zarazem jakieś szaleństwo. Tacy ludzie jak ona byli strasznie niebezpieczni. Wydała z siebie długi okrzyk radości, ewidentnie zrobiła to co chciała do końca jednak to nie był koniec.
– Tak, tak właśnie tak. – Powiedziała i zdjęła mi bieliznę.
Weszła na mnie i zaczęła się mną bawić. Całować i pieścić. Trudno jest zapanować na pewnym odruchami. Kiedy doprowadziła mnie do odpowiedniej wielkości usiadła na mnie i wsunęła go sobie pomiędzy nogi. Dotykała go dłonią i poruszał się na nim równocześnie. Kiedy była pewna, że pozostanie durzy złapała się za swoje piersi jedną z rąk, a drugą oparła o mój tors. Poruszała się rytmicznie i oddychała ciężko. Robiła to coraz szybciej i szybciej. Była znowu głośna, a ja byłem przez nią gwałcony. Oczy miała dalej otwarte ewidentnie chciała mieć kontrolę i czerpać z tego przyjemność. Zrobiła to do końca. Wystrzeliłem. Jeszcze chwilę się na mnie ruszała po czym zeszła i zostawiła mnie rozebranego.
– I po kszyku. Dziękuję mój ty przystojny Niemcu. – Powiedział to w taki sposób, że miałem ochotę ją udusić gołymi rękoma.
– Może byś mnie chociaż przykryła.
Odwróciła się i podeszła do mnie. Pogłaskała mnie jeszcze po torsie i zaczęła ubierać. Cały czas miała na tworzy jakiś dziwny chory uśmiech. Kiedy skończyła podeszła do stolika i zabrała z niego szklaneczkę z whisky. Podeszła z nią do mnie i zanim dała mi się jej napić zrobiła mały łyczek.
– Napij się, przyda Ci się wzmocnienie.
Podał mi ostrożnie do ust i kiedy wypiłem dodała.
– Wrócę tu jeszcze. Zrobimy to kilka razy. Tak dla pewności. – Zaśmiała się i wyszła.