Książki online

Odcinek 25

Odcinek 25

Gdzieś na terenach Polski – 1562 

Kiedy w chałupie pojawił się Gniewomir wszyscy zamilkli. Stanisław stał do niego tyłem i zaczął się odwracać w stronę wejścia. Robił to powoli obawiając się tego co tam zobaczy.

Kiedy stanął twarzą w twarz ze swoim bratem minę miał bardzo poważną. Zresztą obaj mieli bardzo poważne miny. Wydawało się, że czas się zatrzymał. Zrobiła się taka nieprzyzwoita cisza, że wydawało mi się, że słyszę bicie serca małej Bogumiły. Nikt nie chciał odezwać się jako pierwszy. Jagna zamarła. Starsza kobieta również. Miałem wrażenie, że tylko ja oddycham.  

– Proszę, kto do nas zawitał. – Przerwał tą ciszę Gniewomir. 

– Szczęść Boże, bracie. 

– Widzę, że sprzyja Ci ta posługa. – Powiedział to, a na jego twarzy pojawił się szyderczy grymas. 

– Posługa Bogu jest pełna wyrzeczeń. 

– I obżarstwo również. Nie wiem, czy stać nas na tak zaszczytną wizytę. 

– Za Ciebie bracie modlę się każdego dnia.  

– A, ja za Ciebie nie. Ale Matka ma co jeść.  A i Ojciec miał zanim zmarł. 

– Świeć Panie nad jego duszą. – Powiedział to po czym się przeżegnał. 

– No, ale taka była wola ojca. Miałeś zostać sługą Bożym.  

Kiedy atmosfera się lekko poprawiła i wydawało się, iż do rękoczynów między braćmi nie dojdzie odezwała się matka. 

– Zaklinam was, przestańcie. Tak nie przystoi. Jesteście braćmi. – Powiedziała stanowczo. 

Obaj bracia spojrzeli w jej stronę. Jeden kojąc się, a drugi wręcz odwrotnie. Ja tylko słuchałem i czekałem, jak się to zakończy.  

– Ty siadaj, a ty wchodź do środka i zamknij te drzwi, bo całą chałupę wyziębisz. 

Oboje nic nie powiedzieli tylko wykonali polecenia matki. Starszy też podszedł do stołu i usiadł. 

– A, teraz posłuchajcie. Każdy z was ma swój cel w życiu. Jeden miał zostać w domu, a drugi iść w świat. Ty masz rodzinę, a ty Boga. Od tej chwili ma tu być spokój. Za kilka dni siadamy do wspólnej wieczerzy.  

Kobieta miała posłuch. Jeszcze tego samego dnia siedziałem z nimi przy jednym stole i popijałem miód pitny. A, dobre tu miody robili. Stanisław opowiadał o tym co się dzieje w kraju i nawet o tym co za naszymi granicami.  

– Wiecie, że sam mistrz zakonu krzyżackiego Gotthard Kettler złożył hołd lenny naszemu królowi Zygmuntowi II Augustowi. – Powiedział przy stole. 

– Toż to ten nasz Król wielki jest. – Odrzekł mu brat. 

– A tyś, coś taki markotny – Powiedział Stanisław do mnie. 

– Daj mu pokój. Całą rodzinę stracił i jedynie dzięki naszej matuli jeszcze tu przy naszym stole siedzi. 

– Świeć Panie nad ich duszami. A co się to stało? - Zapytał kaznodzieja. 

– Napadli na wieś i spalili. Niewielu przetrwało w tym ja. – Powiedziałem spokojnie. 

– A wiadomo kto? 

– Nie, ale się dowiem. – Odparłem. 

– A, kiedyż to było? 

– Końcem lata, jesień już pukała do chałup. – Odpowiedział Gniewomir. 

– To tuż po naszym wielkim zwycięstwie nad ruskimi. 

– Zwycięstwie? - Zapytałem chcąc szybko zapomnieć o moich koszmarach. 

– Ano tak. Nasze wojska pobiły w bitwie pod Newlem wielokrotnie liczniejsze wojska rosyjskie. Dowodził nimi chyba Leśniowolski. Jak mnie pamięć nie myli.  

– To mamy takich dobrych wojaków. – Powiedział z podziwem Gniewomir. 

– Ano dobrych, dobrych. Król wprowadził nową ustawę i powołał wojska kwarciane. 

– Wojska kwarciane? – Zapytałem. 

– To takie oddziały co mają nas bronić od wschodu przed ruskimi, tatarami i innymi co by chcieli nam ziemie ukraść i kobiety zniewolić. 

– O, miłościwy jest ten nasz Król. – Powiedział Gniewomir. 

– To może i ja bym się do wojska najął, albo do zakonu udał. – Powiedziałem.  

Obaj równo parsknęli śmiechem i Stanisław odezwał się jako pierwszy. 

– Każdy w Klasztorze musi być sprawny, bo jak by zanosił wiernym słowo Boże. 

– A, do wojaczki toś ty kulejący się nie nadajesz. – Dodał brat. 

– Nawet jak byś tylko siedział i się modlił to u nas nowi muszą się wykazać. Jak nie, mądrością. – Tu się wyprostował. – To zawzięciem w robocie. A tyś lichy i chyba nie za mądry. Bo tak siedzisz i ino słuchasz. – Dodał Stanisław. 

– Pewnie macie racje. – Powiedziałem i dalej słuchałem.  

– A, z zagranicy jakieś ciekawostki słyszałeś. 

– Z zagranicy mu się wieści zachciało. A co to, u nas mało się dzieje? – Odezwała się nagle z konta Jagna. 

Wszyscy równo popatrzyli w jej stronę, ale nikt nic nie rzekł. 

– O, to wam powiem. We Włoszech. To takie państwo, gdzie jest Rzym i sam papież mieszka.  

– Przecia wiem, gdzie papież mieszka. To chyba?... Watykan. – Dopowiedział sam sobie Gniewomir. 

– Jagna i Ty Bogusia posłuchajcie. W takim mieście Neapol zabroniono pocałunków w miejscach publicznych. Mało tego. Za taki występek jest kara śmierci. 

Jagna nic nie powiedziała, Bogusia się zarumieniła, a matka na to. 

– I bardzo dobrze, bo to przecie obrzydliwe. Tak całować się przy wszystkich. 

– I co chcesz powiedzieć, że to tak wieszają za pocałunki? To by całą wieś trza ukatrupić, jak jest noc świętojańska.  

– Oni tam takiego święta pewnie nie mają. – Powiedział Stanisław. 

– Co to się w tym świecie dzieje? – Powiedział Gniewomir i napił się łyka miodu. 

Wszyscy dźwignęli swoje dzbanki i zrobili po łyku i zamilkli. 

– A może, gdzie nowego króla wybrali? – Zapytała mała Bogusława. 

– A, wybrali. Ponoć nowego króla Niemców. Jakiegoś Maksymiliana z... A nie wiem skąd on był. – Powiedział Stanisław. 

– To ty w tym Krakowie się nasłuchasz i naoglądasz dziwów pewno? – Odezwała się Jagna. 

– A, no nasłuchałem się i naoglądałem sporo. Ostatnio nasz miłościwie panujący Król do reform nawołuje. Nowe sądy, nowe podatki i kościołowi chce ziemie odebrać. Łachudra jeden.  

– A to, chce te nowe sądy budować na tych ziemiach co odbierze kościołowi? – Zapytałem. 

– No może, ja nie wiem. Ale chce sporo zmieniać i to takiego co dobre jest. A przecia nie trza zmieniać tego co dobre.  

Siedzieliśmy tak prawie do rana. Na zewnątrz znowu przyszła zawierucha i gdyby nie to, że w chałupie sporo drewna było to by ziąb był straszny. Ale tak to co chwila ktoś dorzucał pod piec i się paliło. A i ciepło od miodu było.  

Fragment

"Widok był przerażający. Głowa opadła mu w dół. Włosy zasłaniały twarz. Całe ciało było zalane krwią, która ciekła z gardła. Widok przypominał mu rysunek Leonarda Da Vinci przedstawiający proporcje człowieka. Ten jednak nie był nagi, a ubrany cały na czarno."