Katowice - Obecnie
Aldona ukryła twarz w swoich dłoniach i cichutko szlochała. Ja tylko westchnąłem i nie mając wyjścia odezwałem się.
– To co proponujesz? – Zapytałem bez emocji.
– Pomożesz mi? - odezwała się cichutko z pokorą w głosie.
– Postaram się. Jednak nie wiem, czy zdołam. Może powinnaś iść na policję.
– Co? I co niby im powiem?
– Prawdę. Że się obawiasz o swoje życie, bo ktoś na ciebie poluje.
– Przecież wiesz, że władzy nie możemy ufać. Ktoś zacznie grzebać w naszej przeszłości i trzeba będzie zniknąć.
Wszystko co od niej usłyszałem do tej pory nie mijało się z prawdą. Jednak dalej nie zdobyła mojego zaufania. Aldona twierdziła, że zna Belga. Mało tego powiedziała, że on zginał. A, raczej został zamordowany.
– Jak zginał Belg? – Zapytałem.
– Pod kołami samochodu. Na jednej z głównych ulic Gdańska.
– Tak po prostu został potrącony? – Zapytałem ze zdziwieniem.
– Tak. Tak po prostu. – Odparła.
– A, coś więcej? – Kiwnąłem głowom zmuszając ją do wypowiedzi.
– Byłam tam z nim w Gdańsku. Przenieśliśmy się z Norwegii. Przez kilkanaście lat mieszaliśmy razem w Vinstra. To taka mała wieś.
– Wiem, gdzie to jest. Kiedyś zatrzymałem się tam na jeden nocleg.
– Belg. – Powiedziała z zadumą i zamilkła.
– Tak? – Dopytałem.
– Ty go znałeś jako Belg. Ja jako Artur. – Sprostowała.
– Artur. – Powtórzyłem.
– Artur kupił tam dom. Mieszkaliśmy tam przez 20 lat i przyszła pora, żeby się przenieść. Wystawił dom na sprzedaż i tuż przed naszą wyprowadzką pojawili się pierwsi klienci.
Zrobiła łyk kawy.
– Sprzedawał tylko za gotówkę. Zawsze zaniżał cenę, żeby szybko sprzedać. Pieniędzy mieliśmy sporo. Zainteresowanie domem było też duże. Któregoś dnia byłam sama w domu. Artur pojechał do miasta. Chciał wysłać do swojej redakcji część rękopisu. Pisał książki. Opisywał w nich swoje wspomnienia z minionych lat.
– Opisywał swoje życie? – Powiedziałem z zaskoczeniem.
– No tak.
– Od dawna pisał?
– Od kiedy pamiętam. Ale to ma teraz znaczenia. Tak jak powiedziałam, w domu byłam sama. Pojawił się kolejny kupiec. Oglądał dom. Był bardzo miły i wyglądał na około 40 lat. Zachowywał się bardzo szarmancko. W pewnym momencie zaczął zadawać sporo pytać o Artura. Nie były to jakieś dziwne pytania. Jednak można było wyczuć, że wie o co pyta. To mnie troszeczkę zaniepokoiło jednak nie dałam po sobie poznać mojego podenerwowania.
– Jak wyglądał?
– Jak wy wszyscy. Blondyn o niebieskich oczach i przyjaznej twarzy. Takiej, której można w pełni zaufać.
– Takich ludzi jest sporo. – Odparłem broniąc się.
– Tak, ale tacy jak ty wyglądają dokładnie tak samo. Nie wiem o co chodzi, ale zawsze wyglądacie tak samo.
– Wyglądacie?
– To nie istotne. Ale tak. Właśnie tak wyglądacie. – Zrobiła małą przerwę.
– Czy on wrócił?
– Następnego dnia podjechał pod dom. Oboje udawaliśmy, że nas niema. Postał, postał i odjechał. Tak nam się wtedy wydawało. On jednak gdzieś się na nas zaczaił. Bo nas dopadł w Gdańsku.
– A co na to Be... Artur. – Poprawiłem się niezdarnie.
– Artur jak go zobaczył to go rozpoznał. Powiedział, że widział go wcześniej. Widział go podczas wojny. Jak się nie mylę to było w 1942 w Wilczym Szańcu.
– W Wilczym Szańcu? – Powtórzyłem po niej starając się sobie przypomnieć tamte czasy.
– Tak i Ty też go wtedy tam widziałeś. Powiedział mi o tym. Właśnie wtedy sobie o tym przypomniał.
– Może to był jego potomek?
Aldona zaśmiała się delikatnie.
– Potomek? Ja nie żyję tak długo jak wy. Ja nie mam takich umiejętności. Ta wasza pamięć do twarzy i przypływu wspomnień po zobaczeniu miejsc lub ludzi jest niesamowita. Jak go tylko zobaczył to w głowie zobrazowało mu się wszytko co było związane z tym człowiekiem.
– Rozumiem, ale z jakiego powodu się go bał?
– Kiedy go poznał nie wiedział, że jest taki jak wy. Poznał go jako zbrodniarza. Pamiętam jaki miał wyraz twarzy. Był przerażony.
– To dość dziwne.
– Nie tylko to było dziwne. Najdziwniejsze było to, że nas znalazł. Przyjechaliśmy do Gdańska do jednego z mieszkań jakie miał na stałe. Takich jak to Twoje. To miała być bezpieczna przystań. Tak nam się przynajmniej wydawało. Jednak za dwa tygodnie zginął, a ja natychmiast uciekłam. Do Ciebie.
– Do Katowic! Ale jak się dowiedziałaś, kiedy tu będę?
– Nie wiedziałam. Miałam tu czekać. Wynajęłam mieszkanie niedaleko i miałam obserwować Twoje.
– Skubany. – Powiedziałem zaskoczony.
– Opiekował się mną. Miałam wrażenie, że przygotowywał mnie na taka ewentualność.
– Może wiedział coś, coś czego Ci nie powiedział?
– Tego nie wiem. – Odparła ze smutkiem.
– Co Ci jeszcze o sobie powiedział? – Zapytałem z nieukrywaną ciekawością w głosie.
– Że był od Ciebie starszy.
– Tak, to prawda. – Zaśmiałem się.
– Kiedy przechadzaliśmy się w Gdańsku ulicą Mariacką w stronę Bazyliki Mariackiej, Artur opowiadał mi o tym jak ją budowano. Lubiłam jego opowieści. To były opowieści jak z pierwszej ręki.
– Właściwie to takie były. – Przerwałem jej.
– Tak. – Uśmiechnęła się, po czym jej mina się zmieniła i dodała.
– On tam stał. Znalazł nas. Stał sobie na schodach przed jednym z budynków. Czekał na nas.