Książki online

Odcinek 15

Odcinek 15

Berlin - styczeń 1942 

Stałem wraz z rodziną Laury na cmentarzu i patrzyłem jak jej ciało jest opuszczane do grobu. Kolejny taki pochówek. Wszyscy zebrani płakali i mi również płynęły łzy po policzkach.

Mróz był na tyle srogi, że te zamarzały na skórze. Tak mi się przynajmniej wydawało. Wiedziałem, że łzy raczej nie marzną. Są jak słona woda.  

Stojąc tak czułem się jak członek rodziny, a nawet nim byłem. Tylko, że nikt tego nie wiedział. Dla nich raczej byłem nieznajomą osobą.  

Trumna opadała na samo dno. Patrzyłem jak najpierw ksiądz, a potem kolejni członkowie rodziny wsypują do środka odrobinę ziemi. Zrobiłem dokładnie to samo. Nabrałem do ręki troszkę ziemi i wrzuciłem do środka wprost na trumnę patrząc jak jej drobinki rozbijają się o jej drewniane wieko. Zwyczaj ten był bardzo stary. Był to swego rodzaju symbol i miał za zadanie odpędzić złe duchy i demony od zmarłego. Grecy uważali, iż posypanie trumny ziemią nadaje nam nowy cykl życia. Wracamy do natury. W każdej symbolice szukamy jakiegoś początku, a tu tak porostu każdy z nas w ten sposób żegna się ze zmarłym.  

Patrzę na to jak zasypują moją Laurę i popadam w melancholię. Kiedyś do niej dołączę, jak i do wszystkich innych kobiet, które zawitały do przystani mojego życia. Właściwie byłem tu teraz tylko ja i grabarz. Ja stałem zamyślony, a on zasypywał. Kiedy zasypał poprawił wszystko. Wbił krzyż i ułożył wieńce. Widziałem to wszystko i dalej stałem. Widziałem, jak zbierał narzędzia i układał je na taczce.  

Zostałem sam. Sam z moją Laurą i jej grobem. Powoli mimo mrozu zaczynał padać drobniutki śnieg. Był tak drobny jak piasek z Sahary. Z wolna pokrywał jej grób. Pod tym drobnym pyłkiem znikały wieńce i czarna ziemia. Po jakimś czasie pozostał tylko sterczący krzyż. 

– Długo pan tu będzie tak stał. – Powiedziała jakaś kobieta stojąca za mną. 

– Właśnie miałem się zbierać. – Odparłem bezwiednie.  

– To musiał być ktoś bliski dla Pana, sądząc po wieku to zapewne Pana mama. 

– Tak to była bardzo mi bliska osoba. 

– Z czasem bul minie. Może Pan nawet o niej zapomni. Jest Pan młodym człowiekiem. Ma pan całe życie przed sobą. Ja mam swoje lata i odwiedzam tu męża. Zginął na samym początku tej przeklętej wojny. – To ostatnie zdanie wypowiedziała z ewidentnym wstrętem.  

– Przykro mi z powodu straty męża. Jet Pani w kwiecie wieku, jeszcze ktoś się o Panią zatroszczy.  

– Miło, że tak mówisz. Jest wojna. Wszyscy mężczyźni poszli walczyć. A ci co zostali, mają swoje żony. Może, znajdę jakiegoś wdowca. Ale co ja mówię. Mąż słyszy i się w grobie przewraca. 

– Myślę, że jeśli Panią kochał to byłby zadowolony z Pani szczęścia.  

– Kochał. Wiem to. I ja go, kochałam.  

Nic jej już nie odpowiedziałem tylko rzuciłem jeszcze raz okiem na grób Laury i pożegnałem nieznajomą. Ruszyłem w stronę wyjścia z cmentarza. Po drodze dostrzegłem jeszcze kilka świeżych grobów. Grobów ludzi, których pochłonęła ta wojna. Pojawiały się już pierwsze pogłoski o masowych grobach i o eksterminacji Żydów. Sam nie wiedziałem czy to prawda czy też tylko propaganda. Ludzie jednak byli zdolni do naprawdę strasznego okrucieństwa. Widziałem to wiele razy i dalej nie pojmowałem.  

Zdobyte materiały przekazałem mojemu łącznikowi. Spotkałem się z nim właśnie tu na cmentarzu i do wymiany doszło dzień wcześniej w samo południe pod cmentarną kaplicą. Wymiana była prosta i następowała po wcześniejszym ogłoszeniu umieszczanym na jednym ze słupów z ogłoszeniami. W ten sam sposób dostałem kolejne zdanie do wykonania. Miałem dostać się do kompleksu Wolfsschanze. Kompleksu, o którym usłyszałem od oficera na zabawie. Paplał i ja miałem to sprawdzić. Miałem sobie załatwić dokumenty i przedostać się ponad 600 kilometrów przez tereny polski okupowanej przez III Rzesze.  

Kiedy udało mi się zdobyć nowe dokumenty zacząłem planować podróż. Pierwsze duże miasto do jakiego chciałem się przedostać to był Posen znaczy Poznań. Jeszcze przed odzyskaniem przez Polskę swojego kraju należał do Prus.  

Do Poznania zaplanowałem przejazd pociągiem z samego Berlina. Co dalej to będę sprawdzał na miejscu. Zapakowałem trochę złota, 100 Reichsmark. Trochę jedzenia i na początek poszedłem do domu Laury pożegnać się z wnuczką.  

Będąc już przy jej domu dostrzegłem na stojący po drugiej stronie ulicy czarny samochód z dwoma funkcjonariuszami Sicherheitspolizei – Policjantami Bezpieczeństwa. Nie wróżyło to nic dobrego. Udało mi się unikną spotkania z nimi. Jednak nie dotarłem przez to do domu Laury.  

Cała trójka skierowała się właśnie do jej domu. Obserwowałem ich z ukrycia. Przypuszczam, że to właśnie mnie szukali. Stali pod domem i wypytywali Laurę. Po chwili weszli do środka, mimo jej sprzeciwu. Miałem ochotę wejść tam za nimi i się ich pozbyć. Wiedziałem jednak, że to sprowadziłoby tylko problemy na moje wnuki. Musiałem odpuścić. 

Stałem tak za jednym z budynków i obserwowałem wydarzenia. Po jakieś godzinie wszyscy opuścili ich dom. Kiedy wyszli jednej z funkcjonariuszy zauważył młodego chłopaka stojącego nieopodal domu przy lampie. Podszedł do niego. Przez chwilę z min rozmawiał po czym dał mu coś. Tamten się uśmiechnął i pokiwał głową z aprobatą. Odchodząc uścisnął mu nawet dłoń. Chłopak został, a tamci odjechali. Zapewne miał czekać na mnie i jak bym się tylko pojawił to miał ich zawiadomić. Musiałem odpuścić.  

Udałem się prosto na stację kolejową z myślą, że wrócę tu jeszcze.  

Fragment

"Widok był przerażający. Głowa opadła mu w dół. Włosy zasłaniały twarz. Całe ciało było zalane krwią, która ciekła z gardła. Widok przypominał mu rysunek Leonarda Da Vinci przedstawiający proporcje człowieka. Ten jednak nie był nagi, a ubrany cały na czarno."