Książki online

Odcinek 14

Odcinek 14

Gdzieś... - Połowa XVI wieku. 

Dni były coraz dłuższe, a noce krótsze. Pogoda tego roku nas bardzo rozpieszczała. Po srogiej i śnieżnej zimie nastała wiosna.

Wioska, w której mieszkałem od urodzenia, była położona blisko rzeki. Jak śniegi zaczęły topnieć to woda podeszła pod naszą chałupę. Na szczęście jak ją ojciec budował to wybrał najwyższy pagórek przy rzece. Oczywiście na takim jak mu szlachcic pozwolił. A, że był lubiany to mu pozwolił na budowę, gdzie chce i pokazał to miejsce.  

Także jak przyszły roztopy to woda podeszła pod sam próg. Najgorzej miał Janko, bo jego dom prawie cały zalało. Spali wtedy u nas w stodole. Wtedy to cała wieś prawie spała u nas w stodole. Zwierzęta przyprowadzili do naszej zagrody. Z domu pobrali co się dało i przyszli.  

Wszystkie chłopaki poszli wtedy razem z ojcami tak jak i ja pilnować rzeki. Wody przybierało i przybierało. Ale kiedy było już koło połowy nocy to przestało przybierać. Siedzieliśmy wszyscy przy ogniskach i patrzyli na wodę. Zimo było, ale nie padało. Ja zasnąłem. Obudził mnie pierwszy kur jak zapiał w wiosce. Kiedy wstałem okazało się, że woda prawie cała opadała, ale pozostawiła po sobie pełno błota i gałęzi. Nawet na krzakach były powieszone zwierzęta. Pewnie z wsi w górę rzeki je przyniosło - pomyślałem patrząc na nie. 

– Miłek! Leć no mamie powiedz, że woda opada i można wracać do domów. – Powiedział mój ojciec. 

–  Dobra tatko, lecę. Może, co do jedzenia przyniose. 

– Ty o ludziach myśl, a nie o strawie. 

Już nic się odzywałem tylko pobiegłem w stronę domu. Po drodze minąłem Dobrawę, która szła w kierunku rzeki. Kiwnąłem jej na przywitanie, a ona się zarumieniła i mnie powitała. To bardzo urodziwa dziewczyna – pomyślałem. Obejrzałem się za siebie i poczułem, że mi policzki czerwienieją, bo ona patrzyła w moją stronę. Odwróciłem się na powrót mając już chyba buraczaną twarz. Ruszyłem dalej w stronę naszej chałupy. Matkę zobaczyłem w zagrodzie. Stała tam z kilkoma sąsiadkami. 

– Matko, woda opada. Można wracać do chałup. – Powiedziałem idąc w jej stronę. 

– Powiedz ojcu, że pora coś zjeść. Niech wracają wszyscy bom strawę przygotowała.  

– A mogę coś najprzód zjeść? - Zapytałem, bo mi w brzuchu burczało. 

– Zjesz ze wszystkiemi. –  Odparła i wróciła do rozmowy. 

Wracając do ojca dostrzegłem, że wszystkie chłopa stoją w kole. Tak jak by się czemuś przyglądali. Kiedy do nich dotarłem, dostrzegłem jakąś nogę. Zbliżyłem się i ta noga miała całe ciało. Było jakieś takie dziwne. Sine i napompowane. To była jakaś kobieta, bo miała wielkie piersi. Nie widziałem jaj głowy, bo była okryta jej ubraniem. Druga noga była jakoś tak wygięta nienaturalnie w drugą stronę. Jeden z chłopaków stał kawałek dalej i wymiotował.  

– Trzeba ją zabrać biedaczkę. Musiała ją woda porwać. –  Stwierdził jedne z chłopów.  

– Maćko leć no po wóz. Trzeba ją pochować i kaznodzieje zawołajcie.  

Jeszcze tego samego dnia do wsi przyjechał mąż tej co utonęła. To była całkiem młoda dziewczyna, miała pewnie tyle co ja ze dwadzieścia wiosen. Tylko tak od tej wody popuchła i wyglądała staro. Wszyscy bardzo rozpaczali po niej. Cała wieś płakała.  

Przez kilka dni sprzątaliśmy po tych roztopach. A inne robotę też trzeba było wykonać. Bo to wiosna była. 

Kiedy dni doganiały noc i wszyscy szykowali się do Nocy Kupały lato wkradało się pełną gębą do naszej wioski. Lubiłem tą noc. Rozpalaliśmy wtedy wielkie ognisko nazywane sobótką na jednym z pobliskich pagórków. Dziewczyny spotykały się wtedy w lesie i tańczyły w koło swojego małego ogniska. A niektórzy wędrowali do lasu szukać kwiatu paproci. I tak tym razem cała wioska od kilku dni przygotowywała się tej wyjątkowej nocy. 

– Matko idę do lasu przygotować drewno na ognisko. 

– Jakie ognisko? – Zapytała matka. 

– No, na noc Kupały. – Odparłem. 

– Nie krzycz tak, bo cię ksiądz usłyszy i nas prześwięci. To święto Jana Chrzciciela, a nie Kupały. Bedziesz się w piekle poniewierał.  

– Oj, Matko. Wszyscy tak mawiają. 

– Idź, idź. Ino uważaj. 

– Dobra Matko. 

Przygotowania trwały w najlepsze. My z chłopakami nastrajaliśmy drewno. Nanieśliśmy tego naprawdę dużo. Chyba jeszcze tyle nie było. Dziewki chodziły po łąkach i zbierały kwiaty. Robiły z nich potem wianki. Każdy, z nas czekał na tę jedyną noc.  

Tego dnia od rana mnie nosiło. W zagrodzie wszystko przygotowałem. Kury i kaczki obrobiłem. Krowę napoiłem i dałem jej zryć. Byłem w lesie po jeszcze kilka żerdek i kończyłem z chłopakami stos. Wszystko było przygotowane.  

Zrobiło się ciemno i ognisko płonęło. Żar był potężny i piekło z oddali. Tym razem ognisko było potężne. Paliło i strzelało we wszystkie strony. My szaleliśmy tu, a dziewki nad wodą. Co jakiś czas jedna z nich przychodziła po jednego z nas i szła z nim do lasu. Tego dnia to dziewki wybierały chłopaków i robiły z nimi co chciały w tym lesie. To była taka wyjątkowa noc. Jeszcze nigdy żadna po mnie nie przyszła. Może tym razem mi się poszczęści – pomyślałem. I ledwo ta myśl przebiegła mi przez głowę dostrzegłem idącą w moją stronę Dobrawę. Wyglądała tak ślicznie. Miała na sobie białą sukienkę i na głowie kolorowy wianek. Jak ją zobaczyłem to poczułem, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Kiedy podeszła bliżej zobaczyłem jej piersi, które lekko przebijały się przez sukienkę. Poczułem, jak krew odpływał mi z głowy i robi mi się ciepło pomiędzy nogami. Zrobiło mi się strasznie wstyd. Co ona sobie o mnie pomyśli – przemknęło mi przez głowę. Zakryłem się rękami i stałem jak kawałek skały. 

– Witaj – powiedziała podchodząc.  

– Witaj – ledwo wydukałem. 

– Pójdziesz ze mną na spacer. 

– Tak – powiedziałem szybko i zamilkłem. 

– Mogę złapać cię za rękę? – Zapytała swoim słodkim głosem. 

– Tak, tak. – Powiedziałem gdakając jak kura.  

Ona się tylko uśmiechnęła i złapał mnie za dłoń. A mnie przeleciał jakiś dziwny dreszczyk. To uczucie było tak głębokie i przyjemne jak nic innego co mnie do tej pory spotkało.  

Prowadziła mnie idąc przodem. Trzymała mocno moją spoconą dłoń. Patrzyłem na nią i wiedziałem, że to jest ta jedyna. Była najpiękniejszą dziewką we wsi i wybrał mnie. Takiego zwykłego wysokiego Miłka. 

W lesie co jakiś kawałek paliły się małe ogniska. Były tak przygotowane, żeby nie doprowadzić do pożaru lasu. W pewnym momencie dotarliśmy do polanki. Na jej środku było przygotowane legowisko.  

Dobrawa stanęła tuż przede mną i zrzuciła swoją sukienkę. Była taka piękna jak leśna rusałka o jakich bajali starsi. Czułem, jak rosnę, jak mnie rozrywa. Jeszcze nigdy nie byłem tak wielki i nigdy tak dziwnie się nie czułem. Zdjęła mi koszule i się do mnie przytuliła. Pachniała kwiatami. Pachniała całą łąką. Moje zmysły szalały. Nie wiedziałem co mam robić. Zacząłem ją całować to spowodowało, że nagle poczułem jak bym miał zaraz wystrzelić w powietrze. Musiałem pomyśleć o czymś innym. Przypomniała mi się ta utopiona dziewczyna i to mi pomogło. Ale nasze pocałunki były tak wspaniałe. Nasze języki zaczęły się dotykać. To było dziwne, ale strasznie przyjemne. Przestała mnie całować i położyła się na posłaniu. Kładąc się ciągnęła mnie ku sobie. Znalazłem się pomiędzy jej udami. Zdjąłem spodnie i ona złapała mnie za moje przyrodzenie. To było tak przyjemne, że jedyny ratunek był w utopionej dziewczynie. Nie chciałem tak kończyć. Wiedziałem też, że to właśnie z takiego spotkania z dziewką będą dzieci. Ale ona musiał mnie darzyć jakimś uczuciem, skoro zaprosiła mnie tu.  

Wszedłem w nią. Zrobiłem to bardzo delikatnie. Matka mi zawsze powtarzała, że kobiety trzeba traktować jak najdelikatniejsze kwiatki. Można je bardzo szybko zranić. A ona kazała mi wejść w siebie. Bałem się, że jej coś uczynię złego.  

– Zrób to, chcę tego. – Powiedziała mi cicho do ucha. 

– Jesteś taka cudowna. Taka cudowna jak stokrotka na łące. – Powiedziałem to i byłem w niej. 

Usłyszałem jej jęk. Zląkłem się i popatrzyłem na jej twarz. Miała na niej uśmiech. Poruszyłem się, ona znowu wydała cichy jęk. Zatrzymałem się. 

– Tak, tak. Jest mi bardzo dobrze. Jesteś taki delikatny. – Powiedziała.  

Nic nie powiedziałem tylko zacząłem się ruszać. Słyszałem, jak jęczy i sam strasznie głośno spałem. Czułem jaj dłonie na mych plecach. Wbijała mi w nie swoje czyste i zadbane paznokcie. Czułem, jak oblewa mnie jakaś dziwna siła. Siła rozkoszy i wypełniania. Kiedy zacząłem słyszeć, jak ona jęczy jakoś tak bardziej, nie wytrzymałem i dokończyłem. Przed oczami zobaczyłem gwiazdy i przelatujące różnokolorowe światełka. To było wspaniałe. Poruszałem się znacznie szybciej i mocniej. Przyciskałem ją przy tym do ziemi. Robiłem to jeszcze przez jakiś czas. Ona obejmowała mnie i nagle poczułem, że muszę się do niej przytulić i ją pocałować. Zrobiłem to. Nasze ciała splotły się w jedno. Polały mi się łzy, łzy radości. Zobaczyłem, że i ona płacze, ale i się uśmiecha.  

– Będziesz na zawsze dla mnie jak Stokrotka. – Powiedziałem to jakoś tak bezwiednie. Ale to były pierwsze słowa jakie przyszły mi do głowy.  

Fragment

"Widok był przerażający. Głowa opadła mu w dół. Włosy zasłaniały twarz. Całe ciało było zalane krwią, która ciekła z gardła. Widok przypominał mu rysunek Leonarda Da Vinci przedstawiający proporcje człowieka. Ten jednak nie był nagi, a ubrany cały na czarno."