Książki online

Odcinek 43

Odcinek 43

W drodze do Kamieńca Ząbkowickiego – Obecnie 

 

Aldona się pakowała, a ja musiałem się przewietrzyć. Stałem na balkonie i patrzyłem na panoramę miasta oraz widoczny tuż pod hotelem kanał Motławy.

Patrzyłem na niego, jednak przed oczami miałem cały czas nik sprzedawcy, Miłek1542. Czyżby to miał być przypadek? Mało prawdopodobne. Ten ktoś zrobił to specjalnie. To była wiadomość skierowana do mnie. Tą wiadomość mogła przekazać mi tylko Ona.  

Odwróciłem głowę w stronę pokoju i dostrzegłem chrząkającą się po nim Aldonę. Teraz musze zająć się nią i Arturem. Wróciłem do środka. 

–  Gotowa? –  Zapytałem. 
–  Tak. 
–  To zbierajmy się.  

Po kilku chwilach byliśmy w samochodzie. Ruch o tej porze był niewielki. Przed nami był spory kawałek do przejechania. Ponad sześć godzin jazdy. Przez Bydgoszcz, Gniezno, Poznań oraz Wrocław. Z Wrocławia dalej przez Ząbkowice Śląskie do Archiwum Państwowe we Wrocławiu Oddział w Kamieńcu Ząbkowickim. Tam jest tajne archiwum wojskowe. Popatrzyłem na zegarek, dochodziła godzina 24. Na rano będziemy na miejscu. 

–  Możemy prowadzić na zmianę. Ja mogę jechać pierwszy. –  Zaproponowałem. 
–  Wolę jednak jak ja pojadę najpierw. Ty się prześpij, a w okolicach Poznania obudzę Cię i się zamienimy.  

–  Jak wolisz mi jest obojętne. –  Odparłem. 

Aldona wstukała w nawigację punkt docelowy. Pokładowy komputer wyznaczył trasę i po liku minutach opuszczaliśmy Gdańsk. Ja lekko opuściłem sobie siedzenie do tyłu i zamknąłem oczy. Musiałem szybko zasnąć. Jeszcze przez chwilę słyszałem grająca muzykę. Po pewnym czasie znalazłem się w zupełnie innym miejscu. W mojej rodzinnej wiosce. Siedziałem na wzgórzu i obserwowałem okolicę. Ciepły wiatr lekko smagał moją twarz. W oddali drzewa i łany zbóż przeciwstawiały się z podmuchom. Lubiłem ten widok, bo mnie uspokajał. Pomiędzy pagórkami płynęła rzeka. Wzdłuż, której roślinność była zdecydowanie bardziej zielona i bujna. Na niebie przetaczały się białe obłoki przez które przebijało się słońce. Obłoki mknęły po niebie, a ich cień po ziemi. W pewnym momencie z jednego z najwyższych drzew zerwał się potężny jastrząb. Złapał wiatr w skrzydła i poszybował ku niebu. Krążył nad polami i wypatrywał swojej ofiary. Kiedy upatrzył coś pomiędzy trawami zapikował mocno w kierunku ziemi i jednym szarpnięciem poderwał z niej młodego królika. Niósł go w kierunku drzewa... 

–  Miłosz. –  Usłyszałem czyjś głoś. 

Odwróciłem głowę w tym kierunku, z którego dobiegał głos i nagle znalazłem się we wnętrzu samochodu. Nie bardzo wiedziałem coś się dzieje i potrzebowałem dobrych kilku chwil, aby się ogarnąć. Kiedy patrzyłem w prawo widziałem pola i łąki. Kiedy odwracałem głowę w lewo widziałem wnętrze samochodu i dziewczynę za jego kierownicą. 

–  Minęliśmy Poznań. Miałam Cię obudzić. –  Powiedziała do mnie. 

–  A, tak. Tak. –  Odparłem nie do końca wybudzony. 

–  Zjadę na stację i tam się zmienimy.  

Tak zrobiła. Po chwili parkowała na jednym z wolnych miejsc na stacji paliw, która w swoim logo miała czerwonego orła. Wysiadłem z samochodu. Noc była Ciepła i przyjemna. Rozprostowałem kości i miałem ochotę na zmianę otoczenia. 

–  Może po małej kawie i dopiero pojedziemy dalej. 

–  Z przyjemnością. Ale wypijemy na miejscu.  

– Miałem właśnie taki pomysł. Kawy jak zapewne pamiętasz nie lubię. Jednak chętnie posiedzę przy stoliku. 

Po skorzystaniu z toalety oboje usiedliśmy przy wolnym stoliku.  

–  Czy byłaś kiedyś w Kamieńcu Ząbkowickim? –  Zapytałem trzymając w dłoniach ciepłą filiżankę z herbatą. 

–  Nie. A warto? 

–  Oj, warto. Jest tam przepiękny pałać Marianny Orańskiej. Jak tam będziemy to zabiorę Cię na wycieczkę. 

–  Marianna Orańska? 

–  To była córka króla Niderlandów. Została żoną brata cesarza Niemiec Wilhelma I. Była bardzo mądrą kobietą. Pomagała okolicznym mieszkańcom. Ludzie nazywali ją Dobra Pani. Cały okoliczny teren należał do niej. Odziedziczyła go po rodzinie i umiejętnie jak nikt inny się nim zajmowała. Wybudowała drogi, ochronki. Nakazała zakładać stawy hodowlane pstrąga.  

–  Poznałeś ją? 

–  Tak. Była naprawdę sympatyczną i zaradną kobietą.  

–  Ciekawa postać. 

–  Ciekawa, ale nieszczęśliwa. Była znacznie mądrzejsza od męża i nie pasowała do jego stylu życia. On był żołnierzem. To były lata 30, 40 dziewiętnastego wieku. Jej mąż jako mężczyzna miał przyzwolenie do korzystania z wielu kobiet i kochanek. Ona miała siedzieć w domu i zajmować się dziećmi.  

–  Świetne czasy - zakpiła. 

–  Tak. Kobiety nigdy nie miały lekko. Ale Marianna też potrzebowała miłości i wpadła w romans ze swoim masztalerzem. 

–  Masztalerzem? 

–  Tak. To taki jak by stajennym, koniuszy. W tym przypadku on zajmował się całą obsługą stajni i pilnował ludzi, którzy tam pracowali.  

–  Czyli sobie poradziła.  

–  Nie do końca. Kiedy romans wyszedł na jaw została wyrzucona ze swojego pałacu. No może niedosłownie wyrzucona.  

–  Jak to się stało? 

–  Nie można jej było wyrzucić, ale dostała zakaz wchodzenia do własnej rezydencji. A powiem Ci, że jeszcze dzisiaj mimo olbrzymich zniszczeń jakie miały miejsce po zakończeniu II Wojny Światowej przez żołnierzy radzieckich ten pałac wygląda imponująco. Cała posiadłość była przepiękna.  

–  Zakaz korzystania z własnego domu? 

–  Korzystania nie. Ale wchodzenia. Marianna była jednak bardzo sprytna. Dorobiła sobie drewniane schody do jednej ze swoich komnat i do pałacu wchodziła przez okno.  

–  Sprytna. 

–  Tak jak mówiłem ludzie ją uwielbiali. Wszystkie wsie w okolicy rozwijały się dzięki jej pomysłom. Wybudowała nawet piec hutniczy. 

–  I co się z nią stało? 

–  Niestety w roku 1845... chyba jakoś tak. Przeniosła się do Holandii i tam żyła ze swoim ukochanym.  

–  Czyli dobrze się skończyło. 

–  Nie. Jej dzieci zostały w pałacu i nie wolno jej było ich zabrać ze sobą.  

–  To było okrutne.  

–  Mieszkały w pałacu. Ten cały czas był budowany i rozbudowywany. Jest naprawdę okazały. Teraz ktoś go odnawia. Chyba przejęła go gmina. Po II wojnie armia radziecka zniszczyła go. Kiedy tam dotarli wynieśli co się dało i go podpalili.  

–  I nikt ich nie mógł powstrzymać? –  Zdenerwowała się Aldona. 

–  Okoliczni mieszkańcy próbowali. Pałać płonął. Mieszkańcy przychodzili i chcieli gasić. Nawet udało im się to zrobić. Jednak Rosjanie podpalili go ponownie i strzelali do lokalnej ludności.  

–  Dla czego oni to robili? 

–  Tak wyglądała wojna. Te tereny były zdobyczne. Należały do Niemiec. Wchodzili i wszystko na swojej drodze niszczyli. Na terenach obecnej polski takich miejsc było sporo. W największym krzyżackim zamku w Malborku było podobnie. Niemcy dawno się wycofali a rosyjska artyleria cały czas ostrzeliwała zamek. Doprowadziła go tym do ruiny.  

–  Musze zobaczyć ten pałac Marianny. 

–  Chyba pora ruszać. –  Powiedziałem. 

–  Ja jeszcze małe siku i jedziemy. –  powiedziała Aldona. 

Ja wyszedłem już na zewnątrz. Powietrze dalej było ciepłe i powoli świtało. Było już słychać pierwsze odgłosy poranka. Aldona po kilku chwilach stanęła obok mnie. 

–  Jedziemy? –  Zapytałem. 

Kiwnęła tylko głową i po kilku minutach zasypiała na siedzeniu obok.  

Fragment

"Widok był przerażający. Głowa opadła mu w dół. Włosy zasłaniały twarz. Całe ciało było zalane krwią, która ciekła z gardła. Widok przypominał mu rysunek Leonarda Da Vinci przedstawiający proporcje człowieka. Ten jednak nie był nagi, a ubrany cały na czarno."