Książki online

Odcinek 41

Odcinek 41

W drodze do Bydgoszczy - 1942 

 

Siedziałem na posłaniu Mietka i zastanawiałem się, jak daleko jest do Bydgoszczy.

Obok mnie leżała moja torba. Mietek siedział przy swoim stoliku. Wpatrywał się w jakieś urządzenie. Najpewniej wymontowane z jednej z lokomotyw. Przyglądał się mu obracając nim. Co jakiś czas drapał się po swojej łysej głowie i odnosiłem wrażenie, że sam do siebie mówi. Całą swoją uwagę skupiał na tym przedmiocie. Nie zauważył nawet, że się przebudziłem i usiadłem na łóżku. Kiedy wcześniej z nim rozmawiałem pytałem o to jak dostać się do Bydgoszczy. Chyba się tylko ze mnie zaśmiał. Coś jeszcze do mnie mówił, ale ja musiałem ponownie zamknąć oczy i zasnąć. 

Sięgnąłem po moją torbę. Powoli ją otworzyłem i zacząłem sprawdzać co jest w środku. Były tam moje ubrania. I inne drobiazgi. Była też mapa. I jakaś koperta. Był tam też aparat fotograficzny. Ten który dostałem w Poznaniu. Zdziwiło mnie to troszkę. Złapałem za kopertę i najpierw ją powąchałem. Papier pachniał perfumami. Zapach ten spowodował mały skręt w żołądku. Przypomniał mi o tym co się tam stało. To były jej perfumy i list.  Zapewne list był od niej. Otworzyłem kopertę staranie ja rozklejając. W środku była jedna złożona kartka i kilka zdjęć. Złapałem zdjęcia do ręki i oniemiałem. Była na nich ta Niemka i jej matka. Były też wszystkie te, które zrobiłem tego wieczoru u Poznańskiej rodziny. Przeglądałem je skrupulatnie. Na każdym z tyłu była mała adnotacja.  

Posen 1942. Poznań 1942. Powtórzyłem w myślach po polsku.  

Sięgnąłem do koperty, żeby wyciągnąć złożoną kartkę. Kiedy ją rozłożyłem wypadła z niej przepustka i kilka Reichsmarek. Podniosłem je patrząc na nie z obrzydzeniem i schowałem do mojej torby. 

Kartka była papeterią sygnowaną niemieckimi emblematami. I popryskana perfumami. Pachniała naprawdę mocno. Obejrzałem ją ze wszystkich stron. Zapisana była tylko z jednej i złożona tekstem do środka. Wyprostowałem ją i zacząłem czytać. 

Der mann von die Herrenrasse, 

piszę do Ciebie, bo staniesz się ojcem mojego dziecka. Tak długo na to czekałam. Nasze zbliżenie nie było wymarzonym, ale tak musiało się stać. Za wiele lat czekałam na taką okazję. To było jak zrządzenie losu. Trafiłeś idealnie pod nasz dach. To były moje płodne dni. Jestem Ci taka wdzięczna i mogłabym obdarować Cię wszystkim. Dzięki Tobie jestem prawdziwą Niemiecką kobietą. Kobietą, z której nasz wódz będzie dumny.  

Jak tylko urodzę nasze dziecko i będzie to zapewne syn idealnej rasy. Napisze do naszego wodza i poproszę o nadani mu imienia. Prawdziwego niemieckiego imienia. Poproszę również o to, aby był dla naszej pociechy ojcem chrzestnym. 

Jak Ty mnie uszczęśliwiłeś. W podziękowaniu podarowałam Ci przepustkę jaką udało mi się ukraść dla Ciebie z siedziby naszego wodza. Jest wyjątkowa. Takim dokumentem posługują się tylko najwyższej rangi członkowie partii i przedstawiciele SS.  

Uważaj na siebie i nigdy nie wracaj do naszego miasta. Zostawiłam Cię na dworcu. Jest tam bardzo przyjazny pracownik kolei, który z pewnością się tobą zajmie.  

 

Matka Twojego dziecka. 

P.S. 

Czuję, jak się rusza w moim brzuchu. 

 

Przeczytałem ten list i pomyślałem, że miałem naprawdę dużo szczęścia. Ta wariatka byłaby mnie w stanie zabić. Gdybym tylko się uwolnił mogłoby być różnie. Zważywszy, że ten jej wielkolud stał tam cały czas za drzwiami i mnie pilnował. To chora osoba. Przeleciał mnie dreszcz na samą myśl o niej.  

– Co tam czytasz? – Powiedział Mietek. 

– Co? – Powiedziałem zaskoczony. 

– List od kochanki? Pachnie w całym wagonie. – Dodał. 

– Od chorej kobiety. 

– To przez nią tu jesteś? 

– Poniekąd, ale muszę dostać do Bydgoszczy. 

– Albo do Torunia. 

– Torunia? – Zapytałem zaskoczony. 

– Nie pamiętasz? – Zaśmiał się. 

– Mocno byłeś wstawiony - dodał.  

– Pytałem o Toruń? 

– Toruń lub Bydgoszcz. Chciałeś się tam dostać. Zakładam, że pewnie jedziesz gdzieś dalej. 

– Tak. Mój kierunek to Prusy wschodnie.  

– Mogę Cię dostarczyć do Gniezna. Jedzie tam dzisiaj jeden ze składów. Warunki kiepskie, bo w wagonie mechanika.  

– Mi pasuje. 

Powiedziałem to i chciałem się podnieść jednak natychmiast usiadłem. W głowie mi zawirowało.  

– Spokojnie, ty naprawdę byłeś mocno zaprawiony. – Znowu się zaśmiał.  

Miałem ochotę mu powiedzieć co mi się stało. Tylko przypuszczam, że nabrałby do mnie dystansu. Lepiej jak myśli, że się upiłem. 

 

Po kilku godzinach umieścił mnie w wagonie technicznym. Poprosił kolegę o pomoc, a ja jednemu i drugiemu dałem kilka Reichsmarek.  

Wagon był bardzo podobny do tego w którym mieszkał Mietek. Jego kolega to Wiesław Dachowski. Tak mi się przedstawił. Powiedział, że jest rodowitym mieszkańcem Torunia i zaprosił do wagonu.  

Kiedy pociąg ruszył było już całkiem ciemno. Blask księżyca oświetlał niebo i okolicę. Była pełnia. Powoli zaczynał padać śnieg. Był lekki mróz. Gdzieś w oddali było słychać strzały z pistoletu.  

Nocny kurs był zaprawne zamierzony. Do Gniezna było około 50 km więc w niecałe dwie godziny powinienem być na miejscu.  

Fragment

"Widok był przerażający. Głowa opadła mu w dół. Włosy zasłaniały twarz. Całe ciało było zalane krwią, która ciekła z gardła. Widok przypominał mu rysunek Leonarda Da Vinci przedstawiający proporcje człowieka. Ten jednak nie był nagi, a ubrany cały na czarno."